genealogia

Już w szkole uczymy się, że w drugiej połowie X wieku Mieszko I, a potem Bolesław Chrobry, zbudowali zręby polskiej państwowości. Nasze słowiańskie korzenie sięgają więc głęboko, a pierwsi królowie dbali o wspólne dobro Polski i Polaków. Czy rzeczywiście?

Wizja początków państwa polskiego jako kraju zasiedziałych od dawna Słowian, rządzonych przez sprawiedliwych władców i zajmujących określone terytorium, nie jest do końca prawdziwa. Stwierdzenie to nie dotyczy zresztą tylko Polski, lecz całej Europy. Pojęcie narodu jest XIX-wiecznym pomysłem. Wtedy to zaczęły tworzyć się państwa narodowe, potrzebujące legitymizacji swoich wielowiekowych korzeni. I wtedy rozpoczęły się poszukiwania mające dowieść prawa narodu do danego terytorium, miasta czy tradycji. Historycy zagłębili się w księgach, a archeolodzy w ziemi.

W przekonaniu o jedności i trwałości państwa narodowego nie byliśmy osamotnieni. Swego czasu pół Europy za swoich przodków uważało wojowniczych wikingów. – W XIX wieku każdy kraj skandynawski budował swoją tożsamość na wyimaginowanym obrazie heroicznej przeszłości, w której wikingowie odgrywali role bohaterów – zauważa archeolog, specjalista od średniowiecza, prof. Władysław Duczko z Instytutu Archeologii na uniwersytecie w Uppsali. – Niemcy, wielbiciele nordyckich mitologii, zrobili z nich ideał Germanina. Na zasadzie przeciwwagi zaczęliśmy dowodzić prasłowiańskości ziem polskich (znalezienie łużyckiego Biskupina), istnienia runów słowiańskich (te zawsze okazywały się fałszywe) i wielkich początków naszej państwowości, które zawdzięczamy pomocy boskiej i mądrości pierwszych władców kierujących się dobrem narodu.

Gdy okazało się, że Słowianie mogli pojawić się na ziemiach polskich najwcześniej w VI wieku, padł mit ich prasłowiańskości. Jednak znaleziska archeologiczne potwierdziły inne elementy legendy piastowskiej. – Wszy- stko wskazuje na to, że moment przełomowy nastąpił w Wielkopolsce w pierwszej połowie X wieku – mówi historyk średniowiecza prof. Jacek Banaszkiewicz z Instytutu Historii UW. – Pojawiające się tam nagle grody nie mają, jak wcześniej przypuszczano, żadnych korzeni plemiennych. Grody te były duże, budowano je w strategicznych miejscach i w okreś- lonym oddaleniu od siebie. Trudno sobie wyobrazić, żeby inicjatywa za- krojona na taką skalę była możliwa bez przejęcia władzy przez jeden ród dynastyczny. Może byli to Piastowie?

Rozwój ten udało się dobrze prześledzić archeologom. Doskonałym przykładem jest Ostrów Lednicki, który obok Gniezna, Poznania, Giecza czy Grzybowa był jednym z ważniejszych ośrodków Państwa Gnieźnieńskiego. Na początku X wieku na oddalonej 35 km od Poznania wyspie na jeziorze Lednica znajdowała się niewielka fortyfikacja. Na rozkaz księcia Mieszka I rozbudowano umocnienia i wzniesiono mosty łączące wyspę ze stałym lądem. W latach 60. X wieku Ostrów stał się jedną z siedzib władcy, który stale wędrował po swoim królestwie wraz z dworem i drużyną. Gród musiał mieć duże znaczenie jako ośrodek chrystianizacji młodego państwa, ponieważ w obrębie wałów znaleziono ruiny kamiennej budowli o przeznaczeniu pałacowo-sakralnym oraz wolno stojącego kościoła. Wzdłuż dwóch drew- nianych mostów (o łącznej długości 610?m) spod wody wyciągnięto zaś największy na Słowiańszczyźnie Środkowej zbiór broni.

Geografia i ambicja

Dlaczego akurat Wielkopolska stała się kolebką polskiej państwowości? Przecież zarówno Śląsk, jak i Małopolska były zdecydowanie bardziej rozwinięte? Być może siłę Wielkopolski stanowiło jej położenie. Kraina ta była odgrodzona od wszelkich niebezpieczeństw. Śląsk osłaniał ją od strony Czechów, Małopolska od Rusi i Węgier, Mazowsze od Prusów, Pomorze od Skandynawów, a tereny zamieszkiwane przez Połabian od Niemiec. Wszystkiego nie należy jednak wyjaśniać geografią. Mieszko I i jego syn Bolesław byli bez wątpienia wielkimi władcami. – Piastowie z pewnością mieli swoich przeciwników, o których słuch zaginął, ale to Mieszko I wpadł na pomysł, żeby stworzyć armię zaciężną – podkreśla archeolog prof. Przemysław Urbańczyk z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. – Owa słynna drużyna liczyła w 965 roku, według Ibrahima Ibn Jakuba, 3 tys. wojów i nawet jeśli kupiec przesadził, to i tak była to istna brygada pancerna o wielkiej jak na tamte czasy sile.

Bolesław Chrobry dążył do wzmocnienia państwa i starał się speł- niać wszystkie warunki umożliwiające mu wstąpienie do elitarnego klubu wielkich władców europejskich. Zaopatrzył się więc nie tylko w wojsko, ale i wszelkie atrybuty potrzebne do uznania jego hege- monii. Jak przystało na chrześcijańskiego władcę, zaczął bić mo- netę. Mimo że było to kilkanaście lat przed koronacją, na denarze figuruje jako Król Bolesław. Ostatni brakujący atrybut, koronę królewską, zdobył w końcu w 1025 roku. Niezaprzeczalnym sukce- sem było uzyskanie arcybiskupstwa i wizyta cesarza Ottona III w Gnieźnie w roku 1000.

Niezależnie jednak od wszystkich zasług mówienie o patriotyzmie Piastów jest całkowitym nieporozumieniem. Tak samo nie ma sensu mówić o narodzie czy o świadomości narodowej w okresie tworzenia się państwa piastowskiego. – Tysiąc lat temu w Europie nie było Czech, Niemiec, Polski czy Węgier tylko kraje Przemyślidów, Ottonów, Piastów i Arpadów – zaznacza prof. Urbańczyk. – Większość ludzi zamieszkujących nasze ziemie nie miała pojęcia, gdzie mieszkają i kim jest ich władca. Natomiast ani Mieszko, ani Chrobry nie myśleli o żadnym państwie narodowym, co wię- cej, nie mówili nawet po polsku, tylko dialektem zachodniosłowiańskim.