dowcipy

Pan i młynarz

Pewien pan, dziwnego humoru, objąwszy nowo zakupione dobra, dowiedział się, iż owczarz jego bawił się wróżeniem. Przyzwał go więc do siebie i zapytał: »Prawdaż to jest, że się bawisz wróżeniem ?« — »Potwarz to jest przed panem złośliwie na mnie rzucona; nie znam się do niczego więcej, jak tylko do pewnych wiadomości, czerpanych z spostrzeżeń gospodarczych.« — »Jakożkolwiek bądź, rozwiąż mi te cztery zagadki, to jest: 1) gdzie jest środek świata? 2) jakiej ja jestem ceny? 3) czemubym rad był? i 4) co myślę? Jeżeli mi na te cztery pytania natychmiast dostatecznie nie odpowiesz, każę cię spławić w rzece.« — »Ależ, panie, to nie jest w mojej mocy rozwiązać te zagadki; takowa wiadomość przechodzi obręb ludzkiego rozumu.« — »Co mi tam do tego, to nie zwódź ludzi i nie rób się prorokiem, kiedyś nie wziął tego daru od Boga; odpowiadaj natychmiast.« Biedny owczarz, widząc dziki humor i popędliwość pana szalonego, nie chciał dalej z nim się ucierać, ale tylko o czas namysłu do jutra prosił, na co pan też przystał.

Gdy ze dworu do domu owczarz powraca, spotyka się z młynarzem, który spostrzegłszy go w pomieszaniu, pyta się, co tego za przyczyna? Opowiada mu owczarz rzecz całą. Na to rzecze młynarz: »Nie turbuj się, przyjacielu, już ja to biorę na siebie. Czy zna cię dziedzic?« — »Pierwszy raz jam go widział i on mnie, i to jeszcze teraz oto zmrokiem.« — »No, to tern lepiej. Bądź dobrej myśli, jutro do ciebie przyjdę raniuchno, dasz mi swój kapelusz i ubiór, ja za ciebie pójdę do dworu, jeszcze mnie pan nie widział, i bądźcie pewni, że ja go uspokoję.« Owczarz znając z gruntu obrotną i przebiegłą na wszystkie sztuki głowę młynarza, przystał z chęcią na ten projekt i nazajutrz raniuteńko przestroił młynarza w swoje suknie.

Ten idzie do dworu i prosi, aby powiedziano panu, iż owczarz przyszedł z odpowiedzią na zadane mu zagadki. Ciekawy pan kazał go wpuścić do swego pokoju i pyta go: »Gdzie jest środek świata?« — »Zaraz, panie, nietylko powiem gdzie jest, ale go nawet i wytknę; proszę ze mną, jeźli łaska, w pole! Gdy wyszli za wieś, wyciąga młynarz żerdź z płota, znaczy ją kredą na pewne miary, celuje to po niebie, to po ziemi; naostatek zatknąwszy w ziemię, rzecze: »Oto tu właśnie, panie, jak ta żerdź stoi, jest sam środek świata!« — »Zkądże ci to ta wiadomość ?« — »Ha! dzisiejszej nocy doczytałem się w jednej książce.« — »Ale przekonaj mnie, że tu jest środek świata.« — »Niech się pan spuści na moje słowo; wolno panu wszystkich rachmistrzów i mierników z całego świata sprowadzić, a jeźli się okaże, żem choć na cal chybił, to wolno będzie panu czynić ze mną, co się podoba. — No, niechaj to już tak będzie, a teraz pójdźmy do drugiej zagadki: wiele też mnie cenisz? — Mości panie, niech to będzie bez urazy pańskiej, co powiem. Pan Jezus, król nieba i ziemi, oceniony był i sprzedany za trzydzieści srebrników; tak rozumiem, że gdybym ja pana oszacował dwadzieścia dziewięć srebrników, toby nie miał pan przyczyny na złą taksę narzekać. — Przeciwko temu nie mam ci nic do nadmienienia; ale co mi na to powiesz: czemu bym rad był? — Bagatela! ja to jeszcze wczoraj wiedziałem. Oto pan radby mnie podchwycić, żebym na którekolwiek zapytanie nie umiał odpowiedzieć, nie prawdaż? — Zgadłeś poniekąd, ale zgadnijże jeszcze czwartą zagadkę: co ja myślę? — Co mi za wielka rzecz! Pan myśli, że ja jestem owczarz? — Tak jest. — A to bajka, ponieważ ja jestem młynarz tutejszy. Zadziwił się pan nad tym fortelem i zrozumiawszy rzecz całą, był zawsze i na owczarza i na młynarza łaskawy.