[ niepozorny ale cenny ]

Wygrzebany w rodzinnych papierach rachunek kominiarza sprzed stu lat stał się powodem poważnych kłopotów pewnej mieszkanki Krakowa. Gdy chciała go przesłać do USA, okazało się, że popełnia poważne przestępstwo.

Wiosną zeszłego roku pani Krystyna nadała na poczcie list do Stanów Zjednoczonych. W środku było kilka kartek papieru: wyciąg z aktu urodzenia z jednej z krakowskich parafii z roku 1895, świadectwo urodzenia z 1913 roku i ów rachunek za „prace kominiarskie” z 1910 roku. Miała pecha, bo celnik akurat jej list wybrał do rutynowej kontroli. Widząc, co jest w środku, wstrzymał wysyłkę i zawartość przekazał koordynatorowi ds. zabytków w Izbie Celnej w Warszawie. Tam urzędnik uznał, że rodzinne pamiątki są zabytkami ruchomymi, a skoro tak, to na ich wywóz za granicę potrzebne było pozwolenie. Do prokuratury trafiło zawiadomienie o próbie nielegalnego wywozu zabytków za granicę.

Na nic zdały się tłumaczenia pani Krystyny, że nie miała pojęcia o wartości rodzinnych pamiątek, że nie dotyczą one żadnych znanych osób ani wydarzeń. Krakowska prokuratura twierdzi, że naruszyła ustawę z listopada 2003 roku o ochronie i opiece nad zabytkami. Akt oskarżenia trafił już do sądu. Kobieta jest przerażona – grozi jej od trzech miesięcy do nawet pięciu lat więzienia. Nie chce już nic mówić przed rozpoczęciem procesu. Zapewnia tylko, że celem przesyłki nie był żaden zysk.

[ ważne zaświadczenie, że pozwolenie nie jest potrzebne ]

Podobne perypetie mogą spotkać każdego, kto będzie próbował wywieźć z Polski jakąkolwiek staroć. Zgodnie ze wspomnianą ustawą, konieczne jest pozwolenie na wywóz z Polski wszystkiego, co ma więcej niż 55 lat (w przypadku materiałów bibliotecznych – więcej niż 58 lat) i nie jest wpisane do rejestru zabytków. Nieważne – stary kwit, żelazko po prababce, porcelanowa filiżanka, stare oprawki na okulary… Wszystko! To urzędnik zdecyduje, czy mamy w walizce bezwartościowy śmieć po przodkach czy zabytek. Jeśli zaś zabieramy z sobą za granicę coś, co wiekiem zbliża się do ustawowej granicy, też lepiej uzbroić się w dokument. Jaki? Zaświadczenie, że… pozwolenie nie jest potrzebne.

– Paradoksalnie, odkąd jesteśmy w Unii Europejskiej, ludzie myślą, że żadne papierki już nie są na granicy potrzebne. Tymczasem jest odwrotnie – mówi urzędniczka jednego z wojewódzkich urzędów ochrony zabytków, wydających zaświadczenia na wywóz dzieł.

– Co za absurd. Przecież w Unii nie ma kontroli celnej i nie ma nawet komu pokazać tych zezwoleń – zżyma się Andrzej Starmach, właściciel znanej krakowskiej galerii. Całkowicie zgadzają się z nim właściciele antykwariatów. – Zachodniemu turyście do głowy nie przyjdzie, że trzeba mieć jakieś pozwolenia na przewiezienie drobiazgu kupionego u nas czy na pchlim targu. Gdy ich o tym informujemy, kiwają z pobłażaniem głowami i proszą o zapakowanie przedmiotu – mówi krakowski antykwariusz.

[ różne rzeczy kryją się w rodzinnych zbiorach ]

– Nie znajdziemy państwa w Europie, które nie wprowadza jakichś ograniczeń w przewozie staroci – odpowiada Piotr Ogrodzki, dyrektor Ośrodka Ochrony Zbiorów Publicznych w Warszawie. – Wszystkie rozporządzenia unijne, łącznie z traktatem rzymskim, mówią, że każde państwo ma prawo chronić swoje dziedzictwo. Jedne kraje chronią bardziej, inne mniej. Polska przez wieki była pustoszona z zabytków kultury materialnej. Dlatego taka ostrożność, żeby nie ponosić dalszych strat. W pamiątkach rodzinnych między rachunkiem od kominiarza a aktem urodzenia może się przecież znaleźć chociażby XVIII-wieczny dokument podpisany przez Stanisława Augusta Poniatowskiego. Mamy mnóstwo przykładów, że różne rzeczy kryją się w rodzinnych zbiorach.

Zdaniem właścicieli galerii, ustawa z 2003 roku nadmiernie ogranicza też handel dziełami sztuki. – Już kilka razy zdarzyło mi się, że klient gotowy był kupić prace za kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale rezygnował, kiedy usłyszał o konieczności uzyskania pozwolenia na wywóz. Tracą na tym zwłaszcza artyści – mówi Jan Michalski, współwłaściciel krakowskiej galerii Zderzak.

Według Piotra Ogrodzkiego rozważana jest nowelizacja ustawy, w tym także przepisów wywozowych. – Chodzi o ich zliberalizowanie. Pamiętajmy jednak, że peerelowska ustawa całkowicie zakazywała wywozu za granicę dóbr kultury, z wyjątkiem dzieł rzemiosła i przemysłu artystycznego oraz materiałów bibliotecznych powstałych po 9 maja 1945 roku.

Katarzyna Bik, Jarosław Sidorowicz na łamach gazeta.pl