Szlachcic Polski
–
cechy zewnętrzne,
uwarunkowania historyczne, genetyczne,
styl bycia, etyka osobista.
Utrzymuje się uzasadniony pogląd, że potomkowie rodów szlacheckich zachowują cechy rodowe przez wiele pokoleń. Cech tych nie można zneutralizować czy zatracić, pomimo szeregu rozmaitych wpływów – środowiskowych, kulturowych czy ustrojowych. Słynny szwajcarski filozof Fryderyk Nietzsche twierdził, że „piękność nie jest dziełem przypadku” a kiedy mamy do czynienia z „pięknością jakiejś rasy czy rodziny, jej wdzięk oraz dobroć przejawiająca się w każdym geście, jest również owocem pracy, podobnie jak geniusz stanowi ona ostateczny wynik łącznej pracy pokoleń„. Powiadają, że szlachcica można poznać zawsze i bezbłędnie. Nawet wówczas, kiedy on sam nie ma pojęcia o tym, iż jest potomkiem rodu szlacheckiego. Wielu prawdziwych potomków rodów szlacheckich istotnie nie ma pojęcia o tym, jakie jest ich prawdziwe pochodzenie. I trudno im się dziwić. To nasza historia, tworzona również przez naszych rodaków, pomogła im się zagubić. Nawet wówczas, kiedy mamy do czynienia z nobil pauper, to znakomite oko uważnego obserwatora wypatrzy te cechy, które doskonale znamionują szlachcica. I to nawet w odległym pokoleniu. To honor, takt, komunikatywność, godność, dostojeństwo, lekkość i precyzja słowa, męstwo, uprzejmość, słowność, wspaniałomyślność, naturalny autorytet, elegancja. Fryderyk Nietsche stwierdził „…człowiek udany mile nam działa na zmysły, bo wyrzeźbiony jest z drzewa, które jest twarde, delikatne i wonne zarazem…„. Szlachcic nie jest też chciwy. Przedkłada bogactwo ducha nad bogactwo fizyczne. Cyceron zauważył, że: „…wyżej od cnoty nie można oszacować żadnej majętności, żadnej chociażby największej ilości złota czy srebra…” „bogactwa nie zaliczam do dóbr, gdyż może je posiadać każdy, choćby na to nie zasługiwał, nie każdy zaś może posiadać to, co jest dobrem…„. Obserwowaliśmy w niedawnej przeszłości, w nieprzychylnej rzeczywistości ówczesnego ustroju, że pomimo wrogiego nastawienia państwa i jego agend do potomków dawnych, zacnych rodów szlacheckich, wielu przedstawicieli tych rodów znosiło trud istnienia w tych wyjątkowych warunkach z właściwą swemu stanowi sarmacką godnością. Święta księga Indii charakteryzuje zbliżone okoliczności dotykające szlachtę tak:
„Czynią dobro, choć zejdą z wyżyny.
Na dnie nędzy potrafią nakazu dochować,
Aby czynów niegodnych nie czynić”.
Ówczesna rzeczywistość istotnie była dla nich zwykle nędzna.
Pospolite szykany zdarzały się nader często.
Brak pracy zarobkowej w tamtejszej rzeczywistości i tamtejszych warunkach, skazywał potomków szlachty na nędzną egzystencję.
Wielu nie przyznawało się do swego pochodzenia, by uniknąć kłopotów.
Wielu jednak przez wzgląd na znane nazwisko, osobistą godność – uczynić tego nie mogło, lub nie chciało. Podejmowali każdą zaproponowaną, często poniżającą pracę, aby przetrwać i utrzymać rodzinę.
Rzewuski pisał rachunki. Ossoliński remontował budynki. Czartoryski był stróżem.
Swój los znosili z właściwym sobie dostojeństwem i godnością. Czy ten mocno nieprzychylny stosunek państwa ludowego do szlachty był tylko ideologicznym elementem określonej walki zwanej klasową? Gdzie tkwi praprzyczyna? Historia jest w stanie dokonać takiej analizy.
Jutrzenka Konstytucji 3 Maja zabłysła na krótko. Po niej nastąpiła ciemność porozbiorowa i konsekwentne szykany zaborców w stosunku do szlachty, której zarzucano udział w zrywach wolnościowych. Nastąpiły konfiskaty dóbr, wywózki na Sybir. Podejrzanych pozbawiano szlachectwa. Działalność Heroldii Królestwa Polskiego, Urzędu Stanów i Sądów Grodzkich przetrzebiła tak mocno szlachtę, że ze stanu 7,5% w 1821 pozostał tylko 1% w 1864. (spadek o około 80%). Wreszcie zakończyła się pierwsza wojna światowa.
Ogromną nadzieję pokładała szlachta w nowej polskiej rzeczywistości powojennej. Nadzieja rozbłysła na nowo. Na wolną i niepodległą Polskę, która na pewno wynagrodzi wszystkie krzywdy tym, którzy doznali ich od zaborców. Właśnie Szlachcie Polskiej. Wkrótce miało jednak nadejść najstraszniejsze z rozczarowań. Tak oczekiwana, niepodległa, wolna Polska – stała się złą, okrutną macochą dla swoich, zasłużonych przez wieki całe, z poświęceniem oddanych Ojczyźnie – synów. We wstępie do Konstytucji z 17 marca 1921 roku czytamy:
„My, Naród Polski, dziękując Opatrzności za wyzwolenie nas z półtora wiekowej niewoli, wspominając z wdzięcznością męstwo i wytrwałość ofiarnie walki pokoleń, które najlepsze wysiłki swoje sprawie niepodległości bez przerwy poświęcały, nawiązując do świetnej tradycji Konstytucji 3-go Maja…….” itd.
Znawcy tematu określają to słowami: polityczna obłuda.
Pewnie mają rację. Dlaczego?
Składano niby hołd tym, którzy w przeszłości przelewali krew w obronie Ojczyzny, którzy jako jedyni w historii bronili jej, oddawali dla niej to, co mieli najdroższe, pielęgnowali tradycję i kulturę narodową, trwali niezłomnie na swoich posterunkach, na straży Ojczyzny. Rycerstwo Polskie, z którego wywodzi się stan szlachecki, to był prawdziwy kwiat narodu. Jedyna jego nadzieja na przetrwanie groźnych i burzliwych dziejów. To jemu zawdzięczamy naszą teraźniejszość. Tym milionom młodych często istnień polskich poległych na przestrzeni wielu wieków w jej obronie. Pomroka dziejów skryła wdzięczną pamięć o nich. Hołd to więc w pełni zasłużony. Wacław Gąsiorowski w swojej przedmowie do herbarza Zbigniewa Leszczyca, powstałej w Paryżu 1907 roku, napisał:
„…szlachecka przeszłość Rzeczypospolitej będzie zawsze drogą, zawsze ukochaną, bo streszczającą cała poezyę duszy sarmackiej, bo uwidaczniającą całą tej duszy zdolność do porywów, do samozaparcia, do ofiarności, do ścigania ideałów równości, do ochotnego męczeństwa może dla haseł nie materialnych, nie korzystnych, zwodniczych, ale pięknych i budujących….”. „…niechże każdemu, miłującemu ojczyznę Polakowi przywodzi najpierw tych, którzy na te tarcze herbowe krwią i miazgą własnych ciał zasłużyli, którzy wzięli je, jako najwyższą cnót i zasług nagrodę, którzy imionami swymi zbudowali Rzeczypospolitej świątynię niespożytej mocy, niegasnącej chwały, którzy sprawili, że my, współcześni, na nasze łzawe bytowanie, mamy niewyczerpane skarby tężyzny narodowej, mamy na stal hartowane serca, mamy ożywcze strumienie historyi, mamy skrzące się dzielnością i męstwem drogowskazy…„.
W tymże samym wstępie do konstytucji marcowej 1921 roku powołano się na Konstytucję 3-go Maja z 1791 roku oddając również jej należną cześć jako dokumentowi wybitnemu i ponadczasowemu. Jedynemu takiemu dokumentowi w całej Europie, a drugiemu na świecie. Konstytucja 3-go Maja dawała szerokie prerogatywy stanowi szlacheckiemu. Podkreślała jego zasługi i należną pozycję w społeczeństwie, formułując to w rozdziale „Szlacha, ziemianie” w taki sposób:
„Szanując pamięć przodków naszych jako fundatorów rządu wolnego, stanowi szlacheckiemu wszystkie swobody, wolności, prerogatywy pierwszeństwa w życiu prywatnym i publicznym najuroczyściej zapewniamy, szczególnie zaś prawa, statuty i przywileje temu stanowi od Kazimierza Wielkiego, Ludwika Węgierskiego, Władysława Jagiełły i Witolda brata jego, wielkiego księcia litewskiego, nie mniej od Władysława i Kazimierza Jagiellończyków, od Jana Alberta, Aleksandra i Zygmunta braci, od Zygmunta Augusta, ostatniego z linii jagielońskiej, sprawiedliwie i prawnie nadane, utwierdzamy, zapewniamy i za niewzruszone uznajemy. Godność stanu szlacheckiego w Polszcze za równą wszelkim stopniom szlachectwa, gdziekolwiek używanym, przyznajemy. Wszystką szlachtę równym być między sobą uznajemy, nie tylko co do starania się o urzędy i o sprawowanie posług Ojczyźnie, honor słwę, pożytek przynoszących, ale oraz co do równego używania przywilejów i prerogatyw stanowi szlacheckiemu służących…….”
Czy można było zarzucić tej ustawie rządowej tendencyjność? Każdy stan był w niej uwzględniony. Każdy na miarę swojej pozycji. A co napisano później w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej z 17 marca 1921 roku? Najpierw z należnym honorem odniesiono się do Konstytucji 3 maja, a następnie jakby podeptano to, co konstytucja ta ustanowiła. Wszelkie decyzje historyczne wymienionych w niej monarchów podeptano, podobnie jak godną najwyższego szacunku pamięć o nich. Art. 96 Konstytucji Marcowej z 1921 zapowiedział złowieszczo:
„Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych. Obywatelowi Rzeczypospolitej nie wolno przyjmować bez zezwolenia Prezydenta Rzeczypospolitej tytułów ani orderów cudzoziemskich.”
Pogrzebane zostały wszelkie nadzieje stanu szlacheckiego zachowywane przez długie lata uciemiężenia pod obcymi zaborami. Ale nawet zaborcy zgadzali się na istnienie szlachty, ba, sami nawet obywateli polskich nobilitowali. Tymczasem odrodzona Polska stała się jakby grobem stanu szlacheckiego. Nie sposób pominąć też nieocenionych zasług szlachty w dobie zaborów. Aktywnego udziału w powstaniach 1830 i 1863. Ponoszonego w związku z tym ogromnego ryzyka utraty majątków, wolności czy życia. Całe rzesze szlachty taka wysoką cenę za swoją odwagę – zapłaciło. Czy odrodzona Polska miała prawo tak postąpić jak postąpiła?
Jak należy oceniać w tym aspekcie wszystkie Ówczesne autorytety w Polsce, które zaakceptowały tak bolesny w skutkach rozbój polityczny? Lekceważenie istotnego dla Polski i słynnego w Europie dokumentu, jakim była konstytucja majowa, lekceważenie zasłużonego Polsce stanu, jakim była bez wątpienia szlachta, wymaga zastanowienia się, co legło u podstaw tak tragicznych i brzemiennych w skutkach decyzji politycznych. Należy się również zastanowić, jaki bieg miałaby historia najnowsza Polski, gdyby konstytucja marcowa respektowała postanowienia swojej szlachetnej i mądrej poprzedniczki z 1791 roku. Być może historia ta miałaby wówczas diametralnie inny przebieg dla Polski. Jak wobec tego oceniać polskich mężów stanu z tego okresu? Czym tłumaczyć ich dziwną awersję do szlachty? Czy byli innego stanu, który miał szlachcie za złe, że posiada za wiele przywilejów? Czy uważali, że Polska będzie jako państwo lepiej funkcjonować, jeśli pozbawi się jej takiego historycznego balastu przeszłości? Trudno odpowiedzieć na te pytania, bo autorów tych rozwiązań już nie ma. Czy był to strategiczny błąd, niedopatrzenie czy może działanie z premedytacją, które miało na celu wyłączyć z życia politycznego tych, którzy swoimi szlachetnymi zasadami, a często solidnym, zagranicznym wykształceniem mogli zagrozić domorosłym politykom, różnym gryzipiórkom, a głównie kadrze wojskowej, która stosownego wykształcenia niezbędnego w polityce i dyplomacji nie miała. Miała jedynie pewne, jakby jednorazowe zasługi dla kraju. No i nie chciała się dzielić zdobyta władzą. Gdyby ktoś próbował sugerować, że był to jedynie tzw. „przypadek przy pracy”, który zakradł się niepostrzeżenie do tak ważnego dokumentu, to należy takie tłumaczenie uznać za niczym nieuzasadnione, a nawet niepoważne. Gdyby bowiem tak było, to kolejna Ustawa Konstytucyjna z 23 kwietnia 1935, poprzedniczkę swoją by poprawiła. Tymczasem pomimo tego, że była tworzona w znacznie spokojniejszym czasie, w tej sprawie zachowała istniejący status quo ante. A za tym, był to trend planowy, celowy i przemyślany. Czy to Roman Dmowski pierwszy nakreślił ten zabójczy program unicestwienia szlachty? W swoim dziele Pt. „Myśli nowoczesnego Polaka” – tak pisał:
„Szlachcic polski, zwłaszcza w ostatnich wiekach istnienia Rzeczypospolitej, nie miał swego odpowiednika w żadnym ze społeczeństw europejskich. Tam położenie szlachty było odmienne, inny był stosunek do reszty społeczeństwa, inny do władzy królewskiej, inne prawo, inne obowiązki względem państwa, inne wreszcie warunki życia ekonomicznego”…”w Polsce zaś żył jak roślina cieplarniana, bez współzawodnictwa, bez walki, w coraz większą opiekę brało go prawo, a właściwie przywilej…”
Tekstu tego nie można traktować serio, bo opiera się na nieprawdziwych przesłankach. Nie wiadomo, czy opluwanie Romana Dmowskiego przez publicystykę sanacyjną, a Józefa Piłsudskiego przez endecką, miało jakiś związek z głoszonymi poglądami, czy nie. Warto jednak przypomnieć jedną ze znanych złotych myśli charakteryzujących nasz naród:
„Jesteśmy zabawna bandą niezdyscyplinowanych, zawodnych we wszystkich sprawach, megalomańskich głupców.”
Ten sposób postępowania przez ówczesne elity władzy w Polsce, znalazł wkrótce godnych i doskonałych naśladowców po drugiej wojnie światowej, w nowym już ustroju. Postępowali oni podobnie jak ich poprzednicy z czasów Drugiej Rzeczpospolitej, tylko czynili to skuteczniej, otwarciej i przy aktywniejszym wsparciu ideologicznym tego ustroju. A jak te tragiczne dla siebie burze przetrwała szlachta?
Przeżyła tak, jak tylko ten stan najlepiej potrafiła.
Z godnością i wytrwałością oraz nadzieją na lepszą przyszłość.
A kiedy ta dobra dla szlachty przyszłość nadejdzie?…..
To zależy głównie od niej samej. Od jej zdolności integracyjnej i aktywnego działania. Od zainicjowania programu idei monarchistycznej, najsłuszniejszej dla Polski, i dla niej.
Bogusław Jerzy hr. Zajączkowski
Wrocław, 22 stycznia 2004 r.