Społeczność Szlachecka w III Rzeczpospolitej.
Perspektywy i warunki odbudowy.
Szlachetny – „postępujący w sposób wspaniałomyślny, sprawiedliwy, bezinteresowny, prawy….”
Szlachta – „stan społeczny w społeczeństwach feudalnych Europy wywodzący się z rycerstwa, obdarzony dziedzicznym prawem własności ziemi oraz innymi prawami i przywilejami nadawanymi przez władców za spełnianie obowiązku służby wojskowej, mający do XIX wieku przewagę polityczną i gospodarczą nad innymi stanami społecznymi …”
Słownik Języka Polskiego PWN Warszawa 1981
Poszanowanie tematu SZLACHECTWA, powinno być potrzebą chwili dla kontemplacji i podniesienia rangi tego zagadnienia, oraz dla znalezienia nowych możliwości ożywienia i rozbudzenia zainteresowania w społeczeństwie, tym wdzięcznym tematem.
Demokracja Szlachecka istniejąca od XV do końca XVI wieku, zapisała się w historii jako państwo rządzone starannie i mądrze przez jedną grupę społeczną. Bogato uprzywilejowaną, cieszącą się wszelkimi swobodami politycznymi, mającą wpływ na wszystkie aspekty życia kraju. Mającą też wpływ, za pośrednictwem sejmu, na wybór monarchy. Okres ten nie należał do niekorzystnych dla Polski. Kraj osiągał sukcesy w wielu dziedzinach, w tym również w zdobyczach terytorialnych. To wygrana wielka bitwa pod Grunwaldem. To neutralizacja nieludzkiego i zaborczego wroga – Zakonu Krzyżackiego. To odzyskanie ziem, które zakon zaanektował ze szkodą dla Polski. To również sukcesy dyplomatyczne wielkich Polaków, z których należałoby wymienić Stanisława ze Skarbimierza, czy Pawła Włodkowica. Oni to odmienili myśl europejską, przy okazji udziału w Soborze Konstancjańskim, odbywającym się w latach 1414 – 1418. To też Mikołaj Trąba, niezwykłych zalet duchowny, któremu, jako pierwszemu Polakowi sobór w Konstancji zaproponował objęcie Stolicy Apostolskiej, której to propozycji, z wrodzonej skromności nie przyjął. Gdyby przyjął, byłby pierwszym papieżem – polakiem . Ten okres- to prawdziwy tryumf Polskiej Myśli Postępowej. Polscy uczeni przy pomocy mądrych traktatów naukowych wpłynęli na ograniczenie władzy cesarskiej i papieskiej. Dokonali zmiany spojrzenia i zmiany stosunku Europy chrześcijańskiej do ludów niechrześcijańskich. To polscy uczeni wypracowali doktrynę wojny sprawiedliwej, która do dziś jest honorowana. Wielcy Polacy tego czasu to m.in. Janusz z Tuliszkowa, herbu Dryja – rycerz i ceniony dyplomata, Zawisza Czarny z Garbowa herbu Sulima – rycerz i znany dyplomata. Jakub z Kokrzwi Kurdwanowski herbu Junosza- wybitny prawnik. Andrzej Łaskarz, doktor praw, po studiach w Pradze i Padwie. Andrzej z Kokorzyna herbu Łodzia – znakomity filozof. Andrzej Balicki herbu Ostoja – rycerz, ceniony dyplomata. To również Jan z Ludziska, Grzegorz z Sanoka, Jakub z Paradyża, Mateusz z Krakowa – zdolne ponad swoje czasy umysły uczonych, profesorów „Studium Generale” czyli Wszechnicy Krakowskiej. To również znakomity polski historyk Jan Długosz. Wszystko to było możliwe tylko dzięki niezwykle rozwiniętemu umysłowi jednego z największych monarchów ówczesnej Europy, do których zaliczano Władysława Jagiełłę. Gdyby nie jego wola i konkretna, materialna pomoc królowej Jadwigi w reaktywowaniu Alma Mater (pomogły jej klejnoty i biżuteria ), prawdopodobnie tych wielkich sukcesów by nie było. Natomiast XVI wiek – to otwarcie na świat dzięki szerszemu dostępowi do Bałtyku. To kolejne sukcesy epoki Jagiellonów. To wielkiej wagi traktat pokojowy z Turcją. Pierwszy w Europie traktat z niewiernymi, zapewniający Polsce pokój na 100 lat. To znana w Europie polska tolerancja religijna. To sekularyzacja zakonu krzyżackiego i utworzenie pierwszego europejskiego państwa protestanckiego w Prusach Królewskich. To wreszcie renesans i wszystkie jego zbawienne skutki dla architektury, sztuki, nauki, kultury i piśmiennictwa. Czołowi przedstawiciele poezji renesansu – to Mikołaj Rej z Nagłowic(1505-1569) i Jan Kochanowski z Czarnolasu (1530-1584). Złoty i Srebrny wiek. Czy te chlubne karty historii mogą dziś imponować? Bezwzględnie tak. Dziś szlachta dla zdecydowanej części społeczeństwa – to odległa historia. Coś, co istniało w określonych warunkach społeczno-politycznych. Istniało, ale i rozwijało się dynamicznie, i z właściwym rozmachem.
Te pozytywne wzorce szlacheckie, byłyby niezwykle potrzebne również dziś w Polsce. Odczuwa się ich bolesny brak w wielu dziedzinach naszego życia. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy nauka i postęp, za pomocą komputera i Internetu pędzi w szalonym tempie naprzód. Jak przenieść te świetlane wzorce do naszej rzeczywistości? Tego wprost nie da się przenieść do dzisiejszych warunków. Mogłoby to stać się krępującym balastem istniejących obyczajów, a w najgorszym razie, mogłoby się stać społecznie nie akceptowalne i bezpowrotnie odrzucone. Czy oznaczałoby to zupełny brak szans na przeniesienie tych wartościowych wzorców z przeszłości do teraźniejszości? Nie można też dziś od społeczeństwa oczekiwać, aby szlachtę lubiło, ażeby ją admirowało. Czy uznawało jej prawo do współrządzenia krajem, itd.itd. (Mimo, że w obecnym Sejmie RP jest wielu przedstawicieli szlachty). To nie najważniejsze. Każdy prawy człowiek, świecąc dobrym przykładem, może być lubiany i szanowany przez swoje otoczenie. W myśl starej, złotej zasady – „Daj się lubić – a będziesz lubiany”.
Ożywienie ruchu szlacheckiego powinno zacząć się od tej najmniejszej komórki naszego społeczeństwa. Od rodziny. To proces żmudny i długotrwały. Najpierw staranne wychowanie potomstwa. Odpowiednia postawa w szkole, na uczelni, w pracy, a wreszcie w życiu prywatnym. Tylko takim sposobem dotrze do społeczeństwa wiedza o wartościach szlacheckich nieprzemijających, godnych docenienia i akceptacji. Dobre, szlachetne ziarno, powinno zrodzić plon pożyteczny społecznie. Wychwalanie się szlachectwem, zasłużonymi pradziadkami, afiszowanie się nobilitacjami – jest niepoważne. Należy te walory złożyć do muzeów, bibliotek. Powiesić na ścianie obok szabelki. Bez afiszowania się, wywyższania, czy odznaczania się i ciągłego podkreślania, że jesteśmy najlepsi w narodzie. Część na pewno jest zasłużona, ale to przecież nie ich zasługi. To zasługi tamtych przewspaniałych, bohaterskich i odważnych Polaków, których już nie ma. Zasługi ich przodków. A co my zdziałaliśmy wielkiego w swym życiu dla kraju, dla narodu?
Jedni wyjechali za granicę, szukać lepszego losu. Inni pozostali w kraju, schowani przed komunistyczną dyktaturą, nie mieli wielu szans, żeby zdecydować się na bohaterskie czyny dla ojczyzny. A teraz kiedy sytuacja zmieniła się, wyskakują jak grzyby po deszczu i nagle chcą coś starego wskrzeszać do życia. Śnią o życiu szlacheckim w starym stylu. A starego bez modernizacji zastosować się nie da. No bo jak wskrzesić zmarłego do życia? Czyż szlachta miałaby być Łazarzem dzisiejszych czasów? Nie ma dziś żyjącego Pana Jezusa, który by ją wskrzesił… Nie należy bezkrytycznie i wiernie naśladować przodków. Ci widząc nas żyjących obecnie i próbujących ich niezgrabnie naśladować, kpili by z nas w żywy kamień. Możemy wzbudzać tradycje szlachckie, szlachetne czyny i szlachetne postępowanie. Wymaga to jednak pracy. Nasze pokolenie ma tylko czas na przygotowanie tego przedsięwzięcia. Pokolenia następne będą musiały to zadanie kontynuować, aż do skutku. Nie wolno nam obojętnie patrzeć, jak zło i prymityw zaczynają dominować w naszym życiu. Jak sypie się w gruzy wielowiekowa, szlachetna tradycja Polaków, wypracowywana przez wiele pokoleń na przestrzeni wieków. Następne pokolenia nie darowały by nam tego, że nawet nie podejmowaliśmy prób zwalczania tych strasznych, rujnujących cały organizm narodu dewiacji.
Szlachta to tradycja i dziedzictwo przekazane przez pradziadów drogą kulturową, poprzez wpajanie bogatych wartości i staranne wychowanie. Szlachta, to wyzwanie do żywego etosu postawy rycerskiej i obywatelskiej. Możliwość zaistnienia szlachty w obecnych czasach w Polsce, to przeniesienie wartości moralnych i kulturowych z historii. To nawiązanie do najchlubniejszych tradycji z naszych dziejów. Wielu podejmuje próby definiowania szlachectwa. Szlachectwa dzisiejszego. Jedni uciekają się do genealogii. Bo ona jest namacalna – dotyczy realnych osób, które już dawno nie żyją i dlatego jest bezpieczna. Inni definiują szlachectwo generalizując – odwołując się do wartości jak: honor, ojczyzna, rodzina, albo do apeli życzeniowych – „powinniśmy, szlachta powinna, należałoby postępować tak i tak, musimy to robić inaczej…” itd. itd.
Po 50-letniej PRL-owskiej przerwie, zerwaniu pewnej naturalnej ciągłości, która paradoksalnie trwała nawet podczas zaborów, a przerwana została w czasach komunizmu – szlachta polska czuje się osierocona. Brak jej odpowiedniego wzorca. Tęskni za silną, prowadzącą ręką i w efekcie zamiast żyć własnym życiem – z konieczności żyje tylko wyobraźnią. Świadomie lub nieświadomie naśladuje to co stare, a czego nawet dobrze nie poznała, lub słabo pamięta. Zamiast uwolnić się od wspomnień i stanąć na własnych nogach – pogłębia się jej izolacja. Podział na szlachecki i nieszlachecki nie oznacza: porządny i nieporządny. Porządny może być szlachcic i nieszlachcic, Tak samo nieszlachcic jak i szlachcic, mogą być niegodziwcami . Nadajmy właściwe proporcje pewnym zjawiskom. Bo w końcu co się liczy – że ktoś jest szlachcicem, czy to że jest człowiekiem szlachetnym, zacnym, godnym. A przecież jedno nie musi oznaczać drugiego….. Praktycznie, od XIX wieku, wraz z deklasacją olbrzymiej większości szlachty, pewne dawne obyczaje szlacheckie zanikły i dzisiaj dotyczą ledwie garstki ludzi. Powróćmy do życia, do współczesności. Nie budujmy wzorca, nie pławmy się w historii zapominając o realnym życiu, bo przecież każde pokolenie ma przed sobą inne wyzwania. Oczywiście zachowujmy naszą tożsamość, podziwiajmy herby szlacheckie, poznajmy historię. Nie wstydźmy się prawdy o nas, bo to przecież cząstka nas samych. Ale czyńmy to wszystko z odpowiednim rozmysłem .
Za czasów I RP szlachcicem był ten – KTO ŻYŁ JAK SZLACHCIC.
1. Szlachcic, który NIE ŻYŁ JAK szlachcic, tracił szlachectwo (np. biorąc się za fach nierolniczy); w najlepszym razie tracił tylko główny atrybut szlachectwa, jakim było bierne prawo wyborcze (tzn. jeśli nie był posesjonatem, ale nie prowadził handlu).
2. Nie-szlachcic, który ŻYŁ JAK szlachcic, stawał się w końcu szlachcicem – dla przykładu rodziny mieszczańskie z samego tylko Krakowa: Morrinstein (Morsztyn h. Leliwa), Schwarz (Szwarcenberg- Czarny h. Nowina), Schoenbeck (Szembek h. wł), Haller (Haller de Hallenburg h. wł.) etc., etc., etc…
Tak więc w I RP samo ŻYCIE weryfikowało szlachectwo.. Nie trzeba być szlachcicem, żeby szlachetnym postępowaniem oraz zachowaniem błyszczeć w swoim domu i otoczeniu, wśród przyjaciół, znajomych czy w pracy zawodowej.
Szlachectwo może rodzić też i inne problemy. Ot chociażby taki: Powiedzmy, że znalazł się dokument, który dowiódł, że pewien zwykły malarz pokojowy wywodzi się ze zubożałej szlachty. Oznacza to, że przez pokolenia żył jako prosty rzemieślnik, nie zdając sobie absolutnie sprawy z tego, że jest szlachcicem. Dziś odkrył, że jest szlachcicem. Do jakiej jednak kategorii szlachty należy go zaliczyć? On sam mógłby nie wiedzieć nawet, co to jest szlachta. Gdzie szukać u niego dobrych manier, wychowania, tradycji, moralności szlachckiej, które nie były pielęgnowane przez całe pokolenia w jego rodzinie? A do tego może i sam podchodził przez całe życie krytycznie, i ironicznie do szlachty? A tu nagle objawienie… I cóż tu z tym zrobić? Są tacy, którzy odnajdują jakieś genetyczne remanenty u siebie i solidnie nad sobą pracując, starają się w błyskawicznym tempie dołączyć do szeregów sarmackich. Ale też jest wielu takich, którzy albo; z obawy przed ośmieszeniem się wobec kręgu swych przyjaciół, znajomych i otoczenia, albo z braku odwagi cywilnej wobec tak ważnego przeżycia, nie traktują tego poważnie i rezygnują. To ogromnie stresujące i ciężkie przeżycie dla takiego zaginionego i ponownie odnalezionego szlachcica. Staje on przed dylematem: Wyrzec się całego dotychczasowego stylu życia i zamienić go na inny? A skąd pewność czy zaakceptują go w nowym środowisku szlacheckim? Boi się jednocześnie stracić to co ma. Gdzie tu szukać nowych przyjaciół, znajomych, jak przekonać resztę rodziny? Najlepszą rzeczą w tej sytuacji, byłoby oficjalne uznanie go jako prawego szlachcica przez ugrupowania szlacheckie, dla których zawsze najważniejszym warunkiem członkostwa, jest pisany dowód przynależności do stanu szlacheckiego. Ale co z niego za szlachcic? On nie czuł się nigdy szlachcicem, jak tu się nagle nauczyć nim być? Czy warto zapomnieć o całym swoim dotychczasowym życiu, swoich przodkach, którzy nie żyli jak szlachta, bo nie wiedzieli, że są szlachtą?(Chociaż mogli być szczęśliwi, mimo statusu zwykłego człowieka ). Jest wielu śmiałków, którzy mają odwagę zmagać się z takim problemem. Ale jest jeszcze zbyt duża ilość takich, którzy nie chcą o tym słyszeć. I miast powiększać zastępy polskiej rodziny szlacheckiej, pozostaje poza nią. Jaki z tego wniosek? Podstawowym warunkiem, jakiemu musi odpowiadać szlachcic, jest jego postawa w życiu codziennym. Czy nieodzowny do tego jest ” papier”…? A co ze szlachtą bez „papierów”? Przecież takich jest zdecydowanie więcej, niż tych z papierami. A jednak pielęgnują oni tradycje szlacheckie. Często swoim przykładnym życiem są wzorem dla innych. Jak i czym mają oni walczyć o uznanie ich szlachectwa? Czy jest sensowne żądaniu certyfikatów szlachectwa, gdy powszechnie znane są wszystkie tragiczne kataklizmy dziejowe, które „wymiotły” szlachtę i jej dowody na pochodzenie? Czy nie powinno się walorów osobistych człowieka stawiać na pierwszym miejscu, a papiery dopiero na drugim? Czy nie taka kolejność kryteriów powinna warunkować możliwość akceptacji nowej formy nobilitacji, w obliczu odradzania się współczesnej polskiej szlachty?
Kto w dzisiejszych czasach może uzurpować sobie prawo do ustalania kryteriów nobilitacji szlacheckich? Kto może kwestionować pochodzenie, czy posiadany tytuł? Czy takie postępowanie ma jakieś uzasadnienie? Czy nie ośmiesza to wprost tych, którzy zawzięcie szukają nieistniejących już śladów swojego rodu i żądają tego samego od innych, znajdujących się w podobnej sytuacji, jak oni sami? A nasi monarchowie? Chociażby ostatnia kontrowersyjna postać – król Stanisław August Poniatowski? Historia zarzuca mu rozdawnictwo za pieniądze na prawo, i na lewo nobilitacji szlacheckich i tytułów arystokratyczne wszystkim, kto tylko zechciał je mieć, i potrafił dobrze zapłacić. W czasie 30 letniego zasiadania na tronie, podpisał ich bez mała aż 1000…!!!! To odważmy się i zapytajmy: według jakich kryteriów król uszlachcał?… Gdzie warunek ciągłości pokoleniowej, gdzie zasługi dla ojczyzny, gdzie walory osobiste, gdzie bohaterskie czyny nobilitowanych? Czy szlachcic nobilitowany w takich warunkach jest „rasowym” szlachcicem? Czy szlachcic nobilitowany przez zaborców, też jest „rasowym” szlachcicem? A gdyby wniknąć w to, za co otrzymał nobilitację od zaborcy? Czy ta część szlachty nobilitowana przez zaborców – to szlachta równa tej, nobilitowanej przez monarchów Polskich? Czy pamiętamy, że szlachcicem był Feliks Dzierżyński, Konstanty Rokossowski. Ze szlachty wywodził się Józef Piłsudzki i Roman Dmowski. Pochodzeniem szlacheckim legitymują się również: Wojciech Jaruzelski, Tadeusz Mazowiecki, Beata Tyszkiewicz, Adam Boniecki, Bronisław Komorowski, Krzysztof Kozłowski, Piotr Konopka, Nicholas Rey, Sławomir Siezieniewski, Franciszek Starowiejski, Andrzej Turski, Kazimierz Ujazdowski, Andrzej Wielowiejski, Jacek Saryusz Wolski, Wacław Niewiarowski, Maja Komorowska, Witold Dziewiałtowski, Anna Grocholska. Ze szlachty wywodzili się również: Aleksander Małachowski, Jerzy Giedroyc, Edward Raczyński, Marek Rostworowski, Władysław Komar, Jan Pomian, Konstanty Ildefons Gałczyński, Józef Haller, Jerzy Kossak, Zofia Kossakówna, Józef Lipski, Czesław Miłosz, Hanka Ordonówna, Eugeniusz Romer i wielu, wielu innych, wybitnych ludzi.
Nobilitacja jest mistycznym przeniesieniem do innej klasy istot. Elementy mistyczne to honor, szersze obowiązki wobec Ojczyzny, kobiet i słabszych od siebie, obowiązek utrzymywania sprawności ciała i ducha. To wszystko jest mistyczne, bo nie jest wyrozumowane czy umowne. Istota szlachectwa polega na świadomości swoich korzeni, z której to świadmości musi wynikać poczucie obowiązków. Chcemy coś odrodzić, coś wskrzesić na nowo w społeczeństwie, ale nie kopiować starego, idąc z czasem do przodu, to powinno być w nowoczesnym stylu, przez wszystkich zrozumiałe, z powszechnie akceptowane. Ale tu powstaje pytanie, według jakich zasad nobilitacji, mogła by zaistnieć odrodzona Szlachta Polska III Rzeczypospolitej, XXI wieku?
Mamy odwieczną szlachtę z dziada pradziada z nobilitacjami, honorami, orderami, tytułami. Mamy szlachtę odwieczną bez papierów (zagubione przez różne wydarzenia pokoleń i inne nieszczęścia). Mamy wreszcie jeszcze więcej obecnie szlachetnych polskich obywateli, którzy w obecnym czasie swą postawą, moralnością i bezprzykładnym postępowaniem w stosunku do innych ludzi, i dobra swojego kraju, tworzą najszlachetniejsze ziarno polskiego społeczeństwa. A może są to ludzie, którzy nigdy nie myśleli o szlachcie i są przekonani, że z nią nigdy nie mieli nic wspólnego? A może to właśnie oni mają geny szlacheckie swych przodków we krwi, które inicjują w nich takie godne zachowania i tak wartościowe postępowanie? I jak teraz ten skomplikowany problem rozwiązać? Jak ich teraz nobilitować? Stale rodzą się nowi szlachetni ludzie. Czy będą mogli mieć pretensję do tego, że nie ma Heroldii Polskiej lub króla, żeby miał kto ich nobilitować? Przecież nie możemy przyjąć, że tylko za króla rodzili się szlachetni ludzie, godni nobilitacji. Tylko jedno jest pewne, że nie mamy takich kryteriów nobilitowania jak dawniej. Bo nie ma rycerstwa i monarchy. Może więc zostawmy starą odwieczną szlachtę historykom. Nie starajmy się na siłę nic starego odradzać. A może postąpić tak: Wszystkich szlachetnych z papierami i bez papierów, i tych wszystkich, którzy szlachetnie działają na rzecz narodu i państwa, połączyć pod jednym sztandarem i hasłem: „Nowa Polska Szlachta XXI wieku” lub ” Nowa Polska Szlachta III tysiąclecia”. Czy nie byłby to wzór godny naśladowania? Czy nie byłby to właśnie sposób na szerzące się powszechnie chamstwo, bezduszność, przestępczość, korupcję, prostactwo itp.? Na tą niechlubną pozostałość po przebytych rozbiorach, wojnach, okupacjach i prześladowaniach komunistycznych, zakorzenionych bardzo mocno w naszym społeczeństwie? Po latach zamysły wszelkich obcych sił, które z naszego narodu chciały uczynić poddańczy motłoch. Wiadomo, iż każdy najeźdźca, czy zaborca, w pierwszej kolejności likwiduje siły intelektualne narodu. Taką siłą była również szlachta. Dlatego należało ją zrównać z innymi nacjami. A że my, polacy, jesteśmy z natury buntownikami, więc pod butem było nam niewygodnie. Wyzwoliliśmy się. Ale w czasach spokoju zagubiliśmy swoje wartości. Dość często nawet wiedząc o swoim pochodzeniu, jakby w obawie przed śmiesznością, wielu unika przyznawania się do swoich korzeni. Jest to właśnie skutek wieloletniej propagandy ośmieszania i obrzydzania szlachty społeczeństwu. Poza tym mamy kolejną przywarę, która również ma niebagatelne znaczenie: – A co to mi da …? Dlatego wielu znając prawdziwe, szlacheckie pochodzenie swojego rodu, nie wie, czy inni uznają ich szlachectwo, kończą więc swoje rozterki takim retorycznym pytaniem: A co to mi da?…
Dzisiejszy szlachcic, to ktoś, kto czuje się szlachcicem, jest szlachetnym i udawadnia to swoją codzienną postawą. Kultura szlachecka zwycięży nie wtedy, gdy ustanowimy heroldię, która będzie konsekwentnie dbała o formalności- kto szlachcic, a kto nie, ale wtedy, kiedy każdy rolnik – poczuje się szlagonem…
Kiedyś szlachta tworzyła podstawy kultury i tradycji narodowej. Poświęcała się bez granic kreowaniu postaw patriotycznych i narodowych. Przygarniała do siebie każdego nieszlachcica, który wyróżniał się spośród otoczenia szczególną inteligencją, subtelnością i patriotyzmem. A otoczywszy go miłością namaszczała go duchem narodowym, by uczynić go godnym swoich ideałów. W naszych czasach należy jednak skupić się nad kultywowaniem wartości moralnych, które w znacznym stopniu zostały zdławione przez poprzedni system, a nie na restytuowaniu śmiesznej niekiedy materialnej „tradycji”. Szlachectwo bowiem, na swoje nieszczęście, stało się ostatnio czymś bardzo modnym wśród polskich „elit”. Zapomina sie przy tym o fakcie, iż „szlachetnym być” powinno się na co dzień, poprzez swoje czyny i myśli, a nie przez sygnet na palcu, drzewo genealogiczne, certyfikat czy imponujące konto w banku.
Szlachta jest jedyną dziedziczką tradycji historycznej i obyczaju polskiego. Ruch narodowy zaś wspomagał organizowanie i jednoczenie tej grupy społecznej i pozwalał na przetrwanie w różnych trudnych okresach historii Polski. Poszerzano grono szlachty, zasilając je ludźmi z niższych grup społecznych, dając im możliwość obywatelskiego działania. To wzajemne oddziaływanie na siebie wzmacniało szlachtę o jednostki wartościowe i rozwijające nowe cele i nowe kierunki działania. Idea szlachectwa polskiego, to nie samolubna postawa oparta na przywilejach. To synteza arystokracji z demokracją, składająca się z tradycji i postępu. Idea szlachectwa polskiego to wielka chrześcijańska idea cywilizacyjna, którą w Polsce prześladowano, bo jej nie rozumiano. Oczerniali ją zarówno wielcy, jak i mali. Pierwszym bowiem brakowało tolerancji, drugim zaś, chęci pozbycia się zawiści, z powodu braku jakiegokolwiek stanu posiadania.
Stan szlachecki zapłacił wysoką cenę za swoje ideały, zarówno w czasie rozbiorów, jak i podczas obu wojen światowych. Również przez prześladowania komunistyczne po roku 1945, kiedy to doświadczał boleśnie wypędzania z ojczystej ziemi, więzień i zsyłek do łagrów. Dzisiaj spotykamy się często z nieprzechylnym nastawieniem do dokumen-towania szlacheckiego pochodzenia, do dziejów i tradycji rodzin szlacheckich. Zasada „noblesse oblige” zobowiązuje do szczególnie wytężonej służby dla dobra ogółu. Wielkie przeobrażenia życia społecznego w I RP i po II wojnie światowej, pozbawiły szlachtę mentalności i poczucia uprzywilejowania nabytego z tytułu urodzenia. Pozostały wytworne maniery, nacechowane charakterystyczną prostotą. W drugiej połowie XX wieku wyrosły nowe pokolenia szlacheckie, które na ogół daleko już odeszły od sposobu myślenia swych ojców i dziadków. U zdecydowanej większości potomków szlachty spotykamy brak ciagłości pokoleniowej. Ta luka to czasem kilka, a nawet kilkanaście pokoleń. Biorąc pod uwagę okres PRL-u, czy chociażby obecny stan zlewicowania polskiego społeczeństwa, ten brak ciagłości widoczny jest w skali masowej. Czy mamy udawać, że nic się nie wydarzyło? Nie powinniśmy stawiać czoła trudnym sytuacjom, wynikającym z tragicznych losów szlachty w ostatnich 200 latach? Musimy mądrze uporać się z trudnościami, bo nikt za nas tego nie zrobi. Nie zawsze rozwiązania są idealne. Patrząc na sprawy z perspektywy czasu musimy stwierdzić jedno, że rodziny na pewno nigdy świadomie nie odrzucały herbów. Nigdy nie rezygnowały z identyfikowania się ze stanem szlacheckim. Brak ciągłości nie wynikał z ich świadomej rezygancji. Powszechnie znane wydarzenia ostatnich dwóch wieków spowodowały, że wiele rodzin zmieniało często miejsce zamieszkania, odrywając się od odwiecznych siedzib. Biedniało, ulegało rozproszeniu. Troska o przeżycie często unicestwiała tradycje, w tym pamięć o herbie,(głównie u zdeklasowanej szlachty ). Z innej znów strony, nie należy przywiązywać zbyt wielkiej wagi do braku ciągłości. Odradzając się teraz, po 200 latach, napotykamy na ogrom trudności nie bardzo wiedząc, jak je rozwiązać. Nową tradycję należy wprowadzać zdecydowanie. Należy nawiązywać do starych obyczajów, doszukiwać się związków z samym rdzeniem kilkusetletniej idei szlachectwa. Nadszedł czas, aby odszukiwać korzenie, zastanowić się nad losem naszych przodków.
Bezwzględne żądanie dziś dowodów nobilitacji szlacheckich, jest niesłuszne. Wskazuje na brak realizmu. Zamknięte koła tzw. „Starej Odwiecznej Szlachty Polskiej”, która w obecnym czasie nie ma nic do powiedzenia w społeczeństwie i państwie, tworzy jakby swoiste panoptika. Istnieje jedynie, jako czysto historyczny skansen. Jednak te związki szlacheckie, bez jakichkolwiek moralnych racji, roszczą sobie prawa do odmowy szlachectwa,(kto im takie prawa dał?) tym którzy np. nie z własnej winy, zostali pozbawieni własności ziemskiej, byli tępieni i zdegradowani przez zaborców i komunistów. Nierzadko dlatego, że wypełniali z oddaniem swoje powinności szlacheckie o wiele ważniejsze – jak np. obrona Rzeczypospolitej. Którzy własnym znojem i krwią bronili i poświęcali swe życie dla tej wzniosłej idei. Jeszcze w XX wieku po dworach i majątkach na Litwie istniało wielu rezydentów, wywodzacych się ze zubożałej szlachty, która nic nie posiadała, ale szlachectwa nikt im nie odmawiał. Podstawą było urodzenie, a nie ozdobniki w postaci majątków ziemskich czy dokumentów nobilitacyjnych. Ekspatriacja i zmiany granic po II wojnie, oraz reformy rolne pozbawiły wiele rodzin wszelkiej własności i zmusiły do biednej egzystencji w roli miejskiej inteligencji. Niemniej nie pozbawiły jej historycznej tożsamości. Szlachectwo to jednak przede wszystkim wartości niematerialne. Definicja szlachectwa płynąca z serca, nie z rozumu, powinna zależeć od czasów, w których się żyje. Szlachcic, to ktoś, kto czuje się szlachcicem i udawadnia to swoją postawą i pochodzeniem. Kto gotów jest poświęcić życie w obronie ojczyzny, honoru i wiary. Pominąć należy kwestię posiadania, bo nie pasuje ona do dzisiejszych czasów. Nie można osądzać, czy ktoś jest z pochodzenia szlachcicem na podstawie grubości jego portfela. Przecież nawet arystokraci tracili majątki za udział w powstaniach narodowo-wyzwoleńczych. A cóż dopiero mówić o migrującej za chlebem, spauperyzowanej drobnej szlachcie…
W Polsce szlachcic był jedynym i najwyższym szczeblem wywyższenia obywatelskiego. Cała szlachta według prawa cieszyła się równością. Większość szlachty do XV wieku, była stanu rycerskiego.
Pozostańmy przy współczesności. Nie budujmy nierealnych dziś wzorców. Nie pławmy się w historii, zapominając o realnym życiu. Przecież każde pokolenie ma przed sobą inne wyzwania. Termin „typowy szlachcic” – to oczywiście termin umowny – ale czy jest on nam potrzebny? Przecież nie zamierzamy niczego kopiować. Żyjemy tu i teraz. Czym innym jest inspiracja, czym innym bezkrytyczne odwzorowanie. Jeśli mówimy o inspiracji – wtedy wzorcem szlachcica powinna być dla nas swoista synteza całej historii – od średniowiecza po początki XX wieku. Odrzucając elementy negatywne a absorbując pozytywne, powstaje samoistnie wzorzec nie „szlachcica typowego”, ale „szlachcica dzisiejszego”. Wzorzec zupełnie abstrakcyjny, który później musi być przetworzony przez osobowość i biografię każdego z nas, by stać się czymś więcej niż pustą deklaracją, czczym frazesem, czy demagogią. Szlachectwo wzywa w dobie współczesnej do odchamienia i uszlachetnienia, likwidacji biedy i przestępczości. Wzorowa Szlachta to dziedzictwo, to etos szlachectwa, to również odpowiedzialność za swoją rodzinę, powiązania rodzinne, przekaz dziedzictwa z dziada na ojca, z ojca na syna, z syna na wnuka itd. Generalnie, kultura naszego narodu wywodzi się z kultury szlacheckiej. Każdy z nas powinien stworzyć sobie własny kodeks honorowy. (Kodeks honorowy Władysława Boziewicza – nie ma już dziś zastosowania ).
Współczesny świat staje się coraz bardziej bezduszny, zmaterializowany i kosmopolityczny. Słowa takie jak „tradycja”, „ojczyzna”, „rodzina”, „szlachta” jak również „szlachectwo” są dla wielu już tylko pustymi frazesami, pozbawionymi głębszych treści emocjonalnych, jakimi wypełniali je nasi przodkowie. Szlachta to tradycja i dziedzictwo . Jeśli tego nie uratujemy, to przepadną na zawsze. Wraz z całym bogactwem terminów, znaczeń i przeżyć – jakie mogłyby cieszyć przyszłe pokolenia.
Model współczesnego szlachcica, to sposób bycia i życia, który może być przykładem dla innych. Nie chodzi tu tylko o dobre maniery. Te obowiązują wszystkich. Wzbogacajmy się o stare wartości, eliminując jednocześnie z nich złe obyczaje naszych przodków. Krótko mówiąc, jeśli chcemy jako szlachta coś znaczyć w dzisiejszym świecie, przekonajmy go, że jesteśmy tego warci, ażeby nas cenić. Zwłaszcza za szlachetność. A jednocześnie otwórzmy podwoje naszego stanu tak – aby zmieścić się mogli również Ci, którym bardzo trudno dziś dowieść swojego pochodzenia szlacheckiego, lecz szlachetnymi walorami swoich charakterów stale dowodzą, że są tego godni. Mimo, że nie mają majątków, certyfikatów i nie znają swoich herbów rodowych. Ale za to, są naprawdę szlachetni. Oni są Polsce dziś bardzo potrzebni. Niech polska szlachta XXI wieku będzie tym skutecznym antidotum na krzewiące się powszechnie zło. Szlachtę naprawdę stać na to, aby ogromny ładunek dobra spłynął na społeczeństwo, bardzo tego dobra dziś spragnione. Jednocześnie warto zastanowić się, czy nie podjąć społecznej deliberacji nad powrotem do naszego życia pięknych wzorów szlacheckich z przeszłości, rekonstrukcji stanu szlacheckiego i powrotem monarchii do Polski? W tych zamiarach nie ma innych podtekstów politycznych, poza zasadniczymi. I to jest właśnie ich oryginalny, szlachetny wymiar.
Tadeusz bar. Lison Lisowski herbu Nowina
Bogusław Jerzy hr. Zajączkowski
Wrocław, styczeń 2005 r.