dowcipy

Kiedy z Inowrocławia do Bydgoszczy jeszcze nie było szosy, wlókł się po piasku ze zbożem na targ do Bydgoszczy gospodarz od Kruświcy. Zboża miał na wozie dosyć, a chętki liche i kto wie, czyby był wszystko zboże dowiózł, aleć sobie oto tak poradził. Ku niemu z Bydgoszczy wracał próżnym wozem olęder, a miał łepskie konie, ale sam dobrze podpiły, bo spał na wozie, a konie same szły. Pozdrowił Pana Boga nasz gospodarz, ale tego pozdrowienia niesłyszał śpiący olęder. Ośmielony mocnym jego śpikiem, zatrzymał konie, wyprzągł jednego i założywszy do swego woza, kazał swemu chłopcu pospieszać ku Bydgoszczy, sam zaś zaprzągł się do woza tego olędra przy drugim koniu. By długo nie czekać, rzucił raz po raz garść piasku w twarz jego, aby go obudzić. Ocknąwszy olęder, wiu! zawoła, ale wóz się nie ruszył, ów zaś nieborak niepomału się zadziwił, kiedy przetarłszy oczy, ujrzał w śli zamiast konia, człowieka. »Jam dobrze wiedział,« odezwał się zaprzężony, »że tak się stanie; byłem dawniej człowiekiem, ale za ciężkie grzechy przemienił mię Pan Bóg w konia, lata moje wyszły i Pan Bóg przywrócił mię do pierwotnej mej postaci. Cóż zemną poczniesz? przecież musisz nademną mieć miłosierdzie; albowiem już dosyć wycierpiałem, przez ten czas jak u ciebie jestem, jużeś mi biczem swoją krzywdę należycie odbił.« — »Jeżelić cię mam na próżno żywić, a jeszcze takiego grzesznika w domu trzymać, toć cię już wolę puścić na wolność, ale pamiętaj, żebyś na drugi raz nie grzeszył, abyś znowu w konia zamieniony, ludzi o szkodę nie przyprawiał.«

Śmiał się chłop w duchu z tego, że mu się udało okpić olędra, ale będąc sumiennym, nie chciał owego konia u siebie zatrzymać i szczerą miał wolę konia oddać i dla tego nieznacznie wywiedział się, zkąd jest ów olęder, aby mu go mógł zwrócić. W Bydgoszczy dowiedział się, kiedy będzie najbliższy jarmark w okolicy, z której był ów olęder, boć sobie mógł wystawić, że w miejsce utraconego konia, będzie chciał kupić innego. Jakoż istotnie był za trzy dni jarmark w Inowrocławiu, na który poczciwy ów gospodarz konia zaprowadziwszy, na targowisku u płota uwiązał, sam się od niego oddaliwszy i z dala dając baczenie, nie długo potem spostrzegł między końmi chodzącego olędra. Ten natychmiast poznał konia, wziął go jak swego i chociaż był tej myśli, że za nowe grzechy w konia znowu zamieniony został, nie wahał się pojąć go do domu, odgrażając mu, że mu teraz: nie będzie tak pobłażał jak dawniej, ale da mu się należycie we znaki. Nie mógł go jednak w tym błędzie zostawić ów gospodarz, zszedł się z nim umyślnie, opowiedział mu prawdę i wynagradzając mu jego zmartwienie, suto uczęstował.