Rozmowa z prof. Krzysztofem Mikulskim, badaczem dziejów Torunia, historykiem UMK, którego doktorantki od dwóch lat w gdańskich archiwaliach poszukują kobiet z rodu Kopernika.
Ile daje Pan sobie jeszcze czasu na znalezienie potomkini Kopernika?
Jeśli do końca tego roku nie będzie postępu, to zacznę snuć pesymistyczne wizje. Wątki się wyczerpują. Będę musiał skończyć badania.
Jeszcze pół roku temu zapewniał Pan, że niebawem jedna z Niemek usłyszy, że jest z rodu sławnego astronoma.
Do badań wybraliśmy potomstwo dwóch ewidentnych ciotek Kopernika. Jedyne pewne powiązania zaprowadziły nas do Gdańska. Po dwóch latach dotarliśmy do XVIIIwieku i badania utknęły. Kończą się księgi metrykalne. Brakuje dodatkowych źródeł. Powiem szczerze, że o ile na początku byłem entuzjastycznie nastawiony do tych badań, teraz jestem umiarkowanym optymistą.
Dlatego, że można szukać sto lat i nic nie znaleźć?
Księgi metrykalne mają luki. Szukamy źródeł zastępczych, ale porządne spisy chrztów, ślubów, zgonów i urodzeń wprowadził dopiero urząd pruski w połowie XIX wieku. W wieku XVIII mamy, co najwyżej zapisy testamentowe, akta dotyczące podziałów spadkowych, księgi policyjne.
To trochę jak szukanie igły w stogu siana…
To praca wśród mrowia archiwaliów, z których coś może się przydać lub nie. Układa się całe genealogie i wyłapuje osoby, które nas interesują.
A wydawało się, że z kobietami sprawa jest prosta.
Tylko DNA kobiet jest źródłem niezmiennego materiału genetycznego, który może potwierdzić, że we Fromborku znaleziono czaszkę astronoma. Wystarczy znaleźć potomkinie krewnych jego matki. Kobiety nie przenosiły się i nie migrowały tak często jak mężczyźni. Dość łatwo śledzić ich losy w tak dużym, stabilnym organizmie miejskim, jakim był Gdańsk. Ale też w Gdańsku następowała wymiana elit, wędrówki całych rodzin. To, czego najbardziej się boimy, to upadku miasta w końcu wieku XVIII i całkowitej wymiany elit wraz z przejęciem miasta przez władze pruskie.
A może szukać pochówków kobiet i stąd czerpać materiał?
Metody są dwie. Docieramy do żyjących kobiet lub ich synów w pierwszej linii. Oni mają ten sam materiał co matka. Drugi sposób to znalezienie pochówków krewnych astronoma, nawet z wcześniejszych wieków. Taki materiał też może spełnić podstawową rolę weryfikatora. Historia Gdańska może być przeszkodą. Miasto mocno zniszczono. Do tej pory nie udało nam się natrafić na materiał możliwy do porównania.
Przecierają państwo szlaki kolejnym badaczom.
Badań genealogicznych w Gdańsku na taką skalę do tej pory nie prowadzono. Istnieją publikacje Doroty Weichbrodt geb.Tiedemann, pasjonatki patrycjatu gdańskiego i swojego pochodzenia ale zamieszczone tam informacje o powiązaniach rodzinnych bywają bałamutne. Są to raczej badania popularne niż naukowe. Badania innego pasjonata genealogii Lammela dowodzą, że jakiś promil krwi wielkiego astronoma płynie w ich żyłach.