dowcipy

Jak Kuba wyleczył Kasie z lenistwa

Kuba dostał bardzo leniwą żonę. Nie ruszyła się ona przez cały dzień do żadnej pracy, musiał więc sam nietylko zajmować się gospodarstwem, ale jeszcze izbę zamiatać i jedzenie warzyć. Tak minął dzień jeden, drugi, a wreszcie i cały tydzień po weselu. Widząc, że gdyby tak dłużej trwać miało, musiałby wkrótce wyjść na dziada, wziął się wreszcie na sposób. Wieczorem gdy Kaśka już była w łóżku, bierze swoją skórzaną torbę, która zawsze wisiała kole okna, a potem łepski pręt laskowy w rękę i tak odzywa się do torby: »Moja torbo! ja robię jak wół, a ty wisisz i wisisz; ja gotuję jeść, a ty na to spokojnie patrzysz; a wszakże ja cię mam, abyś przynajmniej jeść mi ugotowała i porządek w domu zrobiła. Tak przecież na dal być nie może, co nie, to nie! Widzisz oto ten kij? Jak mi od dziś dnia nie ugotujesz regularnie śniadania, obiadu i wieczerzy; jak mi nie pościelesz łóżka i nie poumywasz czysto statków; jak mi nie zamieciesz porządnie izby, komory i sieni: to ten kij oto będzie cię miał w robocie, tak jak jestem Kuba!« Potem powiesił torbę na swoje miejsce i położył się spać. A Kaśka śmiała się w duchu i myślała sobie: Jaki też to głupi ten mój Kuba; alboż ta torba będzie mogła robić? przecież ona nie żywa! ale nie mówiła nic do Kuby, jeno była ciekawa końca.

Na drugi dzień potem znowu Kuba musiał zrobić porządek w chałupie i jeść gotować, bo Kaśka nie domyślając się, żeby to do niej stosował, nie wzięła się do niczego, jeno myślała: a widzisz, głupcze, wszak ci się na nic nie przydało, coś mówił do swojej torby. Kiedy już było po wieczerzy i Kaśka położyła się w łóżko, odezwał się Kuba do niej: »Kasiu, wszakżeś sama słyszała, com wczoraj mówił do torby i widziałaś też sama, że z tego wszystkiego nic nie zrobiła, com jej był powiedział.« A Kaśka na to: »A nu, prawdać!« — »A więc,« mówi Kuba dalej, »trzeba jej dać pamiętne, bo Kuba żartować nie lubi. Wstań jeno, Kasiu, a pomożesz mi też kole tej szelmowskiej torby.« Kaśka więcej ciekawa, co z tego będzie, aniżeli posłuszna, wyskakuje czemprędzej z łóżka i nawet się nie obłóczy, jeno staje w koszuli. A Kuba zawiesiwszy torbę Kaśce na plecach, zacznie kijem torbę młócić i młócić, wołając: »A słuchaj torbo, a słuchaj!« Kaśka w krzyk; ale Kuba jak bije, tak bije; jak wali tak wali.

Dopiero gdy miarkował, że Kaśce dobrze zbił plecy, zaprzestał swojej młócki. Zdejmuje potem z Kaśki torbę i wiesza ją znowu na swojem miejscu i znowu mówi jak wczoraj i grozi jej, że jak go znowu nie usłucha, to znowu dostanie takie smary. Następnie podziękował Kaśce za to, że mu trzymała torbę, i położyli się spać w jak najlepszej zgodzie, choć Kaśka aż się spociła po tem smarowidle. A kiedy usnęła, to tak spała po owej łaźni, jakby ją kto zarznął, i nie prędzej się obudziła, aż był dzień bielusieńki. Kuba zaś wstał jak zwyczajnie, ugotował śniadanie, wyjechał w pole, a Kaśkę zostawił w łóżku, i znowu jej nic nie mówił, ani jej nawet nie obudził do śniadania, jeno sam zjadł z parobkiem.

Kiedy już było kawał na dzień, obudzą się Kaśka i widzi, że to już blisko południa, a tu Kuby już w domu nie masz. Patrzy na torbę, ale torba do niczego się nie zabiera, jeno wisi jak zawsze; myśli więc sobie: »Pewnieć to mnie samej wszystko trzeba zrobić, bo przy torbie i mnieby się znowu oberwało.« Kiedy więc nie wstanie, a nie zacznie najpierw uprzątać po izbie, zamiatać, pościełać łóżka i umywać statki; kiedy nie napali ognia, a potem kiedy nie zagnie rękawów, a nie zacznie gnieść klusek i gotować? że oto to wszystko w oka mgnieniu było gotowe, a w drugie oka mgnienie jużci to było po całej robocie, i Kaśka miała wprzód jeszcze gotowy obiad, nim Kuba przyjechał był z pola. A jak tylko wjechał na podwórze, wybiega natychmiast Kaśka naprzeciwko niemu (czego przedtem nigdy nie robiła) i woła go jeść. Zdziwiło to Kubę, ale razem ucieszyło, że mu się tak od razu Kaśka naprawiła.

Od tego czasu Kaśka stała się zupełnie inną; wstawała rychło rano, utrzymywała wzorowy porządek w domu i jadło na czas wystawiała. Słowem, była z niej odtąd pracowita i dobra gospodyni.