Maria Konopnicka
Na cmentarzu Na starych grobach, gdzie ojcowie moi
Spoczęli, życiem strudzeni tułacze,
Klękam pod krzyżem, co nad nimi stoi,
I płaczę…Boże, Tyś widział, jak idąc do Ciebie,
Padali nieraz wśród głogów i cierni,
A przecież z wzrokiem utkwionym w Twym niebie,
Szli Tobie wierni!Tyś widział, Boże, jak zgięci cierpieniem,
Nieśli do śmierci niedoli swej brzemię,
Jak pod Twym okiem i z Twoim imieniem
Kładli się w ziemię…O spełnij, Panie, ich ciche nadzieje!
O daj, niech jutrznia zabłyśnie im złota,
Nad polem śmierci niech jasność zadnieje
Żywota!Wiem, że dzień przyjdzie, gdy każdą mogiłę
Odemknie dłoń Twa, przed którą się korzę…
O zbliż go ku nam! Daj czekać nań siłę,
O Boże! | Anna Kamieńska
Babcia Babcia to są miłe ręce,
Książka, herbata słodka,
Śmieszne słowa w dawnej piosence,
Suknia dla lalki i szarlotka.Babcia to bajka, której nie znamy,
Pudełeczka, perfumy, włóczka,
Babcia to mama mojej mamy,
A ja jestem wnuczka. | Jacek Józefczyk
Matka Matkę mą najczęściej przypominam sobie
Jako ukojenie w bólu i chorobie,
Kiedyś leżąc w łóżku – gorączką trawiony,
Dostawałem talerz zupy ulubionej…Gotowana z warzyw, które wypieszczone
Jej rękami – rosły w ogródku przed domem,
Zawierała moje największe przysmaki:
Marchewkę, kalafior i młode ziemniaki…Przyprawiona ciepłem – matczyną miłością,
Listkami pietruszki, uśmiechem, czułością –
Sprawiała, że szybko stawałem na nogi
Bez penicyliny i tabletek drogich…Dziś oddałbym koncert swych marzeń i życzeń
W zamian za Jej uśmiech – i tej zupy łyczek… | Kochana Mamo Za serce Twoje, za dobroć, za prace,
Za wszystko, wszystko – kiedyś Ci odpłacę.
Odpłacę Mamo, jak będę umiała.
A nie zapomnę ile Tyś mi dała.
Wiem Mamo wszystko i wszystko rozumiem,
Lecz dziś nie mogę i jeszcze nie umiem
I nie potrafię być jaką bym chciała,
Bo jestem młoda, jestem jeszcze mała.
Gdy ukończę szkoły, gdy wiedzę zdobędę,
Gdy będę pracować, gdy dorosłą będę
I gdy osiągnę cel życia dla siebie,
Wtedy tym celem będę i dla Ciebie. | Bronisława Sibiga
Mojej Matce Włosy przetkane siwizną
Twarz zmarszczkami znaczona.
Każda zmarszczka
to imię lub imiona.
Imiona dzieci
o które
wciąż swe troski dzieli.
Odpocznij na chwilę
w swym zatroskaniu.
Przeminą wieki.
Matka –
na zawsze nią pozostaniesz |
| Karol Wojtyła, Emilii – Matce mojej
Matka Nad Twoją białą mogiłą
białe kwitną życia kwiaty –
O, ileż lat to już było
bez Ciebie – duchu skrzydlaty.Nad Twoją białą mogiłą,
od lat tylu już zamkniętą,
spokój krąży z dziwną siłą,
z siłą, jak śmierć – niepojętą.Nad Twoją białą mogiłą
cisza jasna promienieje,
jakby w górę coś wznosiło,
jakby krzepiło nadzieję.Nad Twoją białą mogiłą
klęknąłem ze swoim smutkiem –
o, jak to dawno już było –
jak się dziś zdaje malutkim.Nad Twoją białą mogiłą
o Matko – zgasłe Kochanie –
me usta szeptały bezsiłą:
– Daj wieczne odpoczywanie. | To Matka? Choć posiwiały ciemne jej sploty,
Chociaż zmarszczkami twarz jej pokryta,
Chociaż wdzięk lekki straciły kroki,
Lecz w oczach tenże uśmiech zakwita, Ta sama miłość w sercu jej płonie,
Co wiek swój, słabość, zapomnieć każe,
Tylko do dzieci wyciąga dłonie,
I wszystko oddać gotowa w darze. I choć na nogach ledwo się słania,
Mnie spocząć każe, „… boś ty zmęczona,
Ty tyle dzisiaj miałaś biegania…”
I tuli dziecko swoje w ramionach. I zawsze czujna, ciągle gotowa
Pomagać dzieciom swym do ostatka,
Miłość swą w czyny zdobi, nie w słowa
– To ma jedyna, najdroższa matka! | Władysław Ryś
Byłeś ostoją Ażeby wspomnieć Twoją sylwetkę,
dobrze jest oczy w powiekach ukryć.
Wyłaniasz mi się bez zbędnych zaklęć,
w lufcik dzieciństwa z bliska dziś zerknę.Lubię, gdy z drewna robisz użytek;
dziadowi brodą dasz żerdź przytrzymać,
bo w brodzie dziada siła olbrzymia,
a dziad po dziadku! Niesamowite.Ośnika ostrzem z jodłowej kory
gładź wydobyłeś, wyciąłeś sęki.
Teraz świderek bierzesz do ręki,
będziesz na szczeble wiercić otwory.Innym znów razem w wielkich opałach
były trzy kloce, lekko przeschnięte.
Ty znałeś sposób, a ja z napięciem
podpatrywałem, na co jest pałka.Właziłem wzrokiem tam, gdzie siekiera,
klin za nią w szparę chytrze wpychałem –
aż się rozpruje odziomek cały.
I nie ma kloca; połówki teraz.W ćwiartki połówki już rozłupane,
te wprawnym cięciem tnie się na szczapy.
– Przynieś mi wody, w gardle mnie drapie;
garnuś blaszany poda ci Franek.Pokazywałeś mi w lesie sągi,
ogromny liszaj po ściętej brzozie,
mówiłeś, z czego stępa być może,
a które kloce dobre na dągi. Czułem się ważny – byłem potrzebny,
a dzięki temu mogłem być blisko.
Trzaski nosiłem pod palenisko;
mydło podałem i ręcznik zgrzebny. W pejsatych wiórach mogłem się nurzać,
z obrzynków desek labirynt grodzić,
trociny sypać ręką po gładzi –
szlak Beduinów, piaskowa burza. Śnią mi się sęki z twarzą tajemną,
czuję woń deski w słojach sosnowych…
Byłeś rycerzem, Piastem, gajowym –
wspaniale było, gdy byłeś ze mną. Wciąż odkrywałeś mi światy obce
rankiem, o zmroku, nawet w niedzielę.
Sam jeden, dałeś tych światów wiele…
Zawsze ostoją byłeś mi ojcze. |
|