Ilekroć każdy z nas zastanowi się nad własną swoją osobistą historią, ile razy badać zacznie, co go zrobiło dobrym Polakiem, co weń natchnęło miłość ku ojczyźnie, przekona się, iż nie sprawiły tego skutku ani nauki, bo widzimy narody uczeńsze od nas, a nie znające uczucia patriotyzmu; ani teorie polityczne, bo wielu z nas o tych nie myślało, a lud i żołnierz, tyle dający dowodów poświęcenia się, dotąd o nich nie myśli; ani nakoniec rachuba i interes, bo właśnie patriotyczne działanie zaczyna się od wyrzeczenia się własnego interesu. Jaka więc siła, jaka zasada moralna, jakie i czyje działanie ożywiło w nas uczucia narodowe? Jeżeli znajdziemy to źródło, zdaje się, że będziemy wiedzieli, skąd czerpać i rozlewać na braci naszych życie polskie.
Owóż łatwo dowieść, że główną i jedyną nauką narodową były dla nas mniemania i uczucia dawnej Polski, żyjące dotąd w pamięci rodziców, krewnych i przyjaciół, objawiane w ich rozmowach, zebrane w różnych maksymach moralnych i politycznych, kierujące sądami pospólstwa o ludziach i wypadkach, rozdzielające jednym pochwałę, drugim naganę. Ta wewnętrzna domowa tradycja składa się z resztki mniemań i uczuć, które ożywiały naszych przodków; ta tradycja, po upadku, rozerwaniu i przytłumieniu opinii publicznej, schroniła się w domach szlachty i pospólstwa. Jak w chorym i osłabionym ciele krew i siła żywotna zgromadza się około serca, tam jej szukać, tam ją ożywiać, stamtąd już na całe ciało znowu rozprowadzać należy – z tych tradycji musi wywinąć się i niepodległość kraju i przyszła forma rządu.
Mieszkamy teraz w kraju, gdzie pytania polityczne, tyczące się form rządu, wszystkich zajmują; codzień wyzywani jesteśmy do rozbierania tych pytań, i teoria i myśl przychodzi sama z siebie: czy można i w jaki sposób stosować się do potrzeb przyszłych kraju naszego? Przypominaniem ojczyzny odświeżać powinniśmy w sobie instynkt narodowy, żebyśmy nakoniec zupełnie nie zcudzoziemczeli i nie zrobili sobie języka politycznego, któregoby potem rodacy nasi nie zrozumieli.
Skutkiem działań upłynionego wieku, dwoiste we Francji utworzyło się dążenie. Z jednej strony, chciano całkiem zniszczyć dawne życie polityczne; z drugiej, w tym zabitym ciele każdy chciał duszę swoją osadzić; kłócono się, i kłótnia trwa dotąd o tego nieboszczyka: czyj duch ma w niego wstąpić i zrobić zeń, że tak powiem, upiora? Dawny stan polityczny Francji pełen był wad i przesądów, ale musimy też wyznać, że człowiek pojedynczy ma je także, i że jest niesłychaną dumą i największym despotyzmem, chcieć, dla uleczenia z przesądów powszechnych, własne przesądy gwałtem wszystkim narzucać. Z rozwinięcia dumy indywidualnej wytoczyła się walka między partiami i osobami. Każdy polityk myślał, że ułożywszy pewną formę rządu, która mu zdaje się najwłaściwszą, weźmie potem ludzi, jak architekt cegły, i według planu swego dom wystawi. Jakoż L’abbe Sieyes, sławny naówczas publicysta, skreślił na papierze konstytucję w liniach i trójkątach, gdzie każdemu urzędnikowi ruchy matematyczne przepisał i myślał serio całą Francję w tę figurę wpisać, gdyby się temu zdrowy rozum Napoleona nie oparł. Podobne teorie osobiste straciły teraz wiarę; wspomniałem o nich, bo są dotychczas jeszcze Francuzi, którzy w imieniu ich przemawiają. Zresztą zgodzono się, iż należy formy rządu i prawa stosować do potrzeb i woli mas, bo te potrzeby i ta wola nie w jednej głowie, nie w jednym wylęgły się sercu, ale są wypadkiem pracy i życia wieków i pokoleń.
Obrałem sobie za cel te potrzeby i tę wolę narodu polskiego rozpoznawać w jego historii, w jego mniemaniach, oddając pod sąd wspólny i pod roztrząśnienie przyjacielskie wypadki moich postrzeżeń.
Jak w człowieku indywidualnym wszystkich jego działań, czy politycznych, czy literackich, jest zasadą pewne uczucie, które lud wyraża ogólnym znakiem, nazywając jednego poczciwym, drugiego chciwym, trzeciego dumnym, etc.., i z tego nazwiska, jeśli jest słusznie nadane, można najlepiej wszystkie działania człowieka tłumaczyć – tak i potrzeb i dążeń narodowych jest zasadą pewna myśl, pewne powszechne uczucie. Póki trwa ta myśl, to uczucie póki wszystkich ożywia, póty narody żyją i rosną; z jej osłabieniem chorują, z jej zniszczeniem umierają. Takim uczuciem Rzymu było ciągłe podbijanie świata, i skoro interes jednego człowieka położył granice rozwijaniu się tego uczucia, Rzym upadać zaczął. Takim uczuciem Turcji była propaganda Koranu, a w rewolucji francuskiej propaganda rewolucyjna i wojna z monarchami. Słusznie historyk jeden powiedział, że pierwsze układy z królem były symptomatem śmierci rewolucji. Podobna myśl powszechna musi być i w narodzie naszym. Niedawno znany pisarz polski dowodził, że w ostatniej rewolucji między trzema partiami: angielską, jakobińską i francusko-konstytucyjną, żadna się nie znalazła, coby swoje pryncypia rozwinąć śmiała i wyczerpnąć. Zgadzam się na to z autorem, ale tenże autor daje do zrozumienia, że taką przemocą jednej i drugiej partii, Polska wskrzeszona być mogła, co nie trafia do mego przekonania, bo sam wyznał, że wszystkie te partie były ożywione duchem obcym, nigdyby więc nie znalazły podpory w masach narodu.
Śmiem dodać, że ten duch partii obcych jest główną i jedyną przyczyną niezgód emigracyi naszej, że póki się nie wyczerpnie i nie przerobi, myśleć o zgodzie niepodobna. Zdawało się nieraz, iż gdybyśmy mieli władzę miecza, wytępiwszy przeciwników, wraz wprowadzilibyśmy jedność. Zastanawiając się głębiej, przekonamy się, że i ten środek byłby niedostatecznym. Kiedy niema jedności w uczuciach, żaden despotyzm wlać jej nie potrafi. Przeciwnie, uczucie i myśl narodowa może związać ludzi na każdym miejscu i w każdym czasie. Mamy przykład z Żydów, którzy nigdzie praw politycznych nie używając, posłuszni są rabinom i kahałom swoim, nawet w sprawach cywilnych, mając wszelką sposobność wyłamania się z pod ich rządu. Jakie są tedy myśli i uczucia, któreby nasze pielgrzymstwo równie mocno związać mogły, zostawiam to dalszym badaniom, zamawiając sobie waszą cierpliwość i wasze wagi.
Nim z uwagami mojemi przeniosę się do Polski, skąd w dalszym ciągu pisma już się nie oddalę, rzućmy jeszcze raz wzrok na zachód Europy, w którego ognisku znajdujemy się teraz, którego wszystkie uczucia i dążenia, rozbiegające się w różnych kierunkach, ocenić i poznać możemy, abyśmy potem z ojczyzny nie wyglądali znowu na Zachód, szukając obcego światła.
Wielu zapewne już przekonało się o tym, albo z własnych postrzeżeń, albo naprowadzeni cudzymi uwagami, że trafiliśmy na Zachód w epoce smutnej i dziwnej, w epoce rozwiązania się towarzyskiego, że oglądamy, wieki średnie z całą ich hierarchią królów i urzędników, na łożu skonania; po kilku konwulsyjnych ruchach, może dożyjem ich zgonu. Bo cały stan społeczny Europy nowej wyszedł, jak wiadomo, z chrystyanizmu, z Ewangelii, jak cały mahometanizm z Koranu. Kościół namaszczał królów, królowie zlewali część władzy na wielkich urzędników; prawa i przymierza stanowiono, oglądając się zawsze na przepisy religii, a religia też znowu prawa i przymierza tak dalece sankcyonowała, że zbrodzień na rusztowaniu nawet, musiał wyznawać dobrowolnie wobec religii, że słuszną odnosi karę. Kanałami tych rozlicznych ustanowień rozlewała się powoli wolność z góry na dół i objęłaby towarzystwo całe, gdyby hierarchia, grzesząc przeciwko samej sobie, nie zamieszała porządku. W walce królów z Kościołem, arystokracyi z miastami, przerwano, że tak powiem, regularny bieg wolności, a wyobrażenia, których rozwijanie się tamowano, zerwały nakoniec wszystkie zastawy i zburzą całą budowę. W stanie dzisiejszym już jej niepodobna podeprzeć. Któż dawniej pojmował, iż bez króla obejść się można? kto przypuszczał, że potomek sławnych rycerzy powinien się porównać, w przywilejach z potomkiem swego wasala? Nie miecz i nie herby stanowiły potęgi królów i baronów, ale uczucie ludu. Królowi zdetronizowanemu nawet służono na kolanach, a baron, wróciwszy z Palestyny w żebraczej odzieży, mógł zaraz zebrać wojsko i wypędzić najezdników, długo w jego zamku goszczących. Skoro dziś uczucia te wytrawione, żadna siła nie podepsze już tronów, ani odmuruje nanowo wieżyc zamków gotyckich. Urzędy, których osiągnienie uważano niegdyś za dopełnienie miary szczęścia na ziemi, stały się celem pośmiewiska i lada adwokat gardzi ministerstwem; o to ministerstwo walczono niegdyś mieczem i truciznami. Izba sądów, szanowana niegdyś ledwie nie jak kościół, a sędziowie jak kapłani, teraz uważana jest jak teatr walk politycznych i szkoła ćwiczenia się w rozprawach. Po rewolucyi lipcowej, pierwszy raz w Izbach sądowych usłyszano gwizdanie, publiczność potępiła sędziów, jako aktorów niezręcznych, a to wygwizdanie prawa, rozlegające się wówczas po całej Francji, jest godnym uwagi symptomatem. Zamiast przyznania się niegdyś do grzechu przed księdzem, zamiast przeproszenia społeczeństwa, dziś człowiek, w sądach potępiony, chlubi się z odwagą męczonych chrześcijan ze swego wyroku, i tego człowieka nazywać nawet nie śmiemy zbrodniarzem. Tak całe towarzystwo jest w bezładzie, bo duch wieku, jak owad, rozdziera teraz powłokę swoją i nanowo się przeobraża. Niepodobna odgadnąć, jak długo jeszcze trwać będzie teraźniejszy porządek społeczny, ale niechybny jest jego upadek, upadek może jeszcze całkowitszy, niż ruina państwa rzymskiego.
Jaki tedy nowy wylęże się stan Europy? Do jakiego porządku dążymy? Do jakiej budowy zbierać mamy iuateryały, aby ułatwić prace ludziom, którzy tę katastrofę przeżyją, ażeby przynajmniej nie sprzeciwić się duchowi czasu? Pytanie to zdaje się być łatwe do rozwiązania. »Zburz tylko, wołają ludzie śmieli, zburz dawne społeczeństwo, plan do nowego jest gotowy. Jest tyle teoryi politycznych, weźmiemy z nich którąkolwiek i podług niej naród urządzimy.« Szczęśliwi ludzie, wierzą w teorye, kiedy sami autorowie teoryi zwątpili o nich! Zresztą możnaby tu zrobić ogólną uwagę, że kiedy teorya czyli forma jakiej rzeczy żyjącej, jakiej sztuki, lub jakiego państwa, dojdzie ostatniego stopnia doskonałości, jest to dowodem, że owa sztuka, owo państwo, podciągnione pod teoryę, już umiera lub umarło. W Grecyi wtenczas właśnie zbudowano teoryę polityki i w traktatach oddzielnych opisano istotę, zasady i różnice arystokracyi i demokracyi, kiedy już Grecya ujarzmiona polityki obcej słuchała, kiedy już w niej arystokracyi i demokracyi nie było. Feudalizm wtenczas teoretycznie wyjaśniono, kiedy główne rysy feudalizmm już się zacierały. Montesquieu wyłożył teoryę monarchii nowożytnych chrześcijańskich, zasadził je na uczuciu honoru a opierał na duchowieństwie i szlachcie, monarchię zaś francuską podawał za wzór doskonałości i trwałości, nie przewidując, że w kilka lat po jego zgonie umrze ta, monarchia, tak pięknie wyrozumowana. Weszło potem w modę systema angielskie, objaśniono je dokładnie; fikcyę nieomylności króla, nieruchomość Izby dziedzicznej i ciągłe rozwijanie się wolności w Izb e niższej pojęli Francuzi lepiej jeszcze, niż sami Anglicy. Zaczęto na lądzie systemat ten za pomocą książek upowszechniać, nawet w praktykę wprowadzać. Nauczyliśmy się z niemałą pracą teoryi konstytucyjnej, aż oto w samem gnieździe konstytucyi zwątpiono o jej doskonałości, w samej stolicy wiary nie wierzą w nią politycy. Śmiało możemy teorye te uważać za zestarzałe, spróchniałe i nieprzydatne do zastosowania. Trzeba więc coś nowego wymyślić dla Polski; któż tedy wymyślać będzie i na jakich zasadach? Naturalna odpowiedź wieku teraźniejszego, iż należy wybrać ludzi światłych i uczonych, biegłych w polityce, i tym polecić, aby na zasadzie tylko rozumu, wyrzekłszy się przesądów, konstytucyę przyszłą ułożyli. Nieszczęściem, ludzie światli różnią się strasznie między sobą. Benżameni kłócą się z Bentamami i z tymi nowszymi, ci znowu z Saint-Simonistami, obydwu potępiają Oweniści. Na zasadzie rozumu trudno ich pogodzić, bo rozum pojedynczy, jeżeli tylko opiera się na samym sobie, nietylko że jest trudny do pogodzenia z drugiemi, ale nawet z natury swojej jest niepodobny do zgodzenia; ma ruch zawsze ekscentryczny i dąży do odłączenia się od wszystkich. Nie mówimy do ludzi: »Podnieście się ku zgodzie«, – ale: »Skłońcie się zgodzie;« widać więc, do zgody potrzeba pewnego upokorzenia, pewnego skłonienia się pod prawidła, od rozumu wyższe. Ze wszystkich rzeczy pod słońcem najbardziej różnią się od siebie systemata od najrozumniejszych ludzi wymyślone i tak są proste, że noszą zawsze nazwiska swoich twórców, naprzykład: systemat Arystotelesa, Platona, Deskarta, Kanta, Szelinga, Hegla. Jeżelibyśmy mieli tak wielkich ludzi w kraju, moglibyśmy ich włączyć do komisyi prawodawczej, a zebrawszy ich razem, zebralibyśmy właśnie ostateczności różne rozumu ludzkiego. Godna uwagi także, iż kiedy ludzi poróżnionycli nie wzywamy do zgody w imię rozumu, ale w imię jakieś wyższe, albo w imię uczucia, zaklinając już to na imię Boga lub ojczyzny, już to na ludzkość, już to za wytrawieniem tych uczuć na honor, a w ciągłem zaciśnianiu się serca, na koniec na przyzwoitość, która, kiedy jej wzywają, jest dowodem, że już żadnych wyższych między ludźmi niema uczuć – póki nakoniec nie wezwą ich w imię interesu. (Można zatem powiedzieć, że tym sposobem ludzie, zapominając o Bogu, robią sobie małe inne bożki, którym cześć oddają i pod których opiekę uciekają. Religia taka jest zawiła i łatwa do tłómaczenia rozmaitego).2) W tym stanie człowiek już staje się niezdolnym zupełnie do życia towarzyskiego.
Opuszczając teraz polityczne systemata Zachodu i czując niepodobieństwo zupełne rozumem francuskim lub angielskim systemata takowe pogodzić, nie śmiejąc nakoniec przewidywać, jakim stanem Europie grozi podobna zdań rozmaitość, wróćmy do naszej ojczyzny. Szukajmy, czyli niema w niej żywiołu jakiego, na którymby brakło Europie zachodniej, czy niema jakich uczuć, na których rozum moglibyśmy oprzeć. Cel mamy dwojaki: śledzić i kreślić, na czem zależy narodowość, i domyślać się, jakie z ducha tej narodowości wypłynąćby mogły instytucye polityczne.
Polska historyczna, Polska wolna, oświecona, zaczyna się od chrześcijaństwa. Czasy przedchrześcijańskie nie mają żadnego wyraźnego związku ani z późniejszemi instytucyami, ani z teraźniejszą sprawą naszą. Przez chrzest Polska wyszła, że tak powiem, z chaosu i poczęła krążyć w systemacie europejskim; przez chrzest wszczepiła w nas siłę żywotną, europejską, odtąd staliśmy się rodziną. Nasza teraz wędrówka na Zachodzie, w którym szukamy braci i opowiadamy wolność, łączy się nieprzerwanem pasmem wypadków z wędrówką pierwszych chrześcijan, którzy z Zachodu do nas wiarę przynieśli. Im mocniej Polska czuła i podzielała uczucia rodzinne Europy, tym była szczęśliwszą i sławniejszą; im bardziej oddzielała się od Europy, tym widomiej słabła, a teraźniejsza jej sława dowodzi, iż Polska najmocniej przejęła się znowu duchem europejskim.
Polska chrześcijańska stała się naturalną obroną cywilizacyi zachodniej, z chrześcijaństw a wynikłej, przeciwko barbarzyństwu bałwochwalczemu i mahometańskiemu. To było jej właściwem powołaniem i jej zasługą dla rodu. ludzkiego; czuli to przodkowie nasi. O ile stawali w obronie świata, o tyle Polska wzmagała się i kwitnęła, bo narody wtenczas tylko wzrastają i o tyle mają prawo do życia, o ile wysługują się całemu rodzajowi ludzkiemu, popieraniem lub bronieniem wielkiej jakiej myśli lub wielkiego uczucia. Chlubili się przodkowie niasi trudami za chrześcijaństwo i my dotąd odwołujemy się do ich zasług. Ostatni nasz bohater, Jan III, ostatni raz uświetnił oręż Polski niepodległej, walcząc za chrześcijaństwo. Sądzono go potem zbyt surowie, zarzucano mu, że głęboko nie politykował, bo był czas, kiedy politykę teraźniejszą chciano przenieść na wszystkie wieki i we wszystkie czasy. Sękowski naśmiewał się z Władysława III, dowodząc, iż głupstwem jest królowi walczyć na czele wojska. Nie pojmował, że w wiekach rycerskich było to właśnie najlepszą polityką. Chciano więc i Jana III, Jana szlachcica, hetmana polskiego, katolika, sądzić według przepisów Machiawela; mniemano, iż politycznie] byłoby Turkom pomagać, Niemców pognębić, a potem znowu od Turków Kamieniec odbierać. Nie wchodzę tu w rozwagę, czy taka polityka zgodną była z charakterem owej epoki; zdaje mi się przeciwnie, iż Polski ówczesnej, psującej się niesfornością i egoizmem szlachty, machiawelizm żaden polityką zagraniczną nie uratowałby. A jeżeli mieliśmy ginąć powoli, chwała Janowi III, że poruszywszy w sercach szlachty wszystko, co jeszcze w nich dobrego było, i raz jeszcze przytłumiwszy egoizmu uczucie jeszcze naówczas niewygasłem uczuciem religii, użył siły narodowej raz jeszcze w pięknej sprawie. Stąd lud, którego głos jest głosem Boga, lubił zawsze pamięć tego króla, dla jego imienia darowali nieraz Hiszpanie życiem jeńców polskich, i teraz imię Jana III widzimy obok imienia Kościuszki na pismach angielskich, pobudzających Europę do sympatyi ku nam. Jan tedy, choć nie polityk, służy i teraz jeszcze naszej sprawie, kiedy inni, chociaż głębsi od niego dyplomaci, i nic nie sprawili i w wieczne poszli zapomnienie.
PRZYPISY:
- Tytuł tego artykułu, przeznaczonego prawdopodobnie do dziennika „Pielgrzym Polski”, miał być pierwotnie: „O duchu narodu polskiego, gdzie tego ducha i jaką drogą szukać należy.”
- Ustęp między ( ) przekreślony w oryginale,